Wybitny kapłan, kardynał i prymas. Nauczyciel wskazujący, jak najlepiej kochać Boga i ojczyznę, wskazujący, że „Kościół w Polsce nie ma zwyczaju opuszczać Narodu, ale zawsze jest przy Nim obecny”.Gdy trzeciego sierpnia 1901 roku o godzinie trzeciej nad ranem w sobotę w dniu poświęconym Matce Bożej w małej wsi Zuzela nad Bugiem w rodzinie organisty przyszedł na świat syn - Stefan Wyszyński, nikt nie mógł przypuszczać, że oto narodził się gigant duchowy Polski.
Prymas tysiąclecia poprzez całkowite zaufanie Bogu zawierzył sprawy ojczyzny Maryi Bogurodzicy.
Tarcza obronna
To zawierzenie było dla księdza prymasa tarczą obronną. Poprzez akt całkowitego oddania Maryi w niewolę miłości dokonany w Stoczku Warmińskim (08.12.1953r.) zawierzył jej także własne więzienne losy. Podobnie oddał Matce naszego Pana ojczyznę, a pod koniec Soboru Watykańskiego II wyprosił u papieża Pawła VI polecenie Maryi w opiekę całego świata i nadania jej tytułu Matki Kościoła. Wierzył, że nigdy nie zawiedzie Ona swoich poddanych. Ufał, że jest dana od Boga ku obronie narodu polskiego.
Zawierzenie Bogu i Matce Najświętszej to niewątpliwie główne przesłanie posługi prymasa Wyszyńskiego. Z niego wywodzi się gorliwa służba Kościołowi, obrona godności człowieka i jego nienaruszalnych praw w życiu osobistym, społecznym i narodowym. To zawierzenie okazało się po wielu latach zbawienne w skutkach. Prymas nie miał wątpliwości, że to dzięki Matce Bożej Kościół w Polsce ocalał mimo lat prześladowań komunistycznych. Wielokrotnie podkreślał też, że namacalnym zwycięstwem Maryi był również wybór polskiego kardynała na Stolicę Piotrową i jego pierwsza pielgrzymka do kraju – ta w której błagał Ducha Świętego o odnowę ziemi, tej ziemi.
Droga prymasa do kapłaństwa nie była ani łatwa, ani prosta. Gruźlica płuc nie pozwoliła mu na przystąpienie ze swoim seminaryjnym rocznikiem do święceń kapłańskich. Parę miesięcy spędził na rehabilitacji w Licheniu, gorąco modląc się przed słynącym łaskami wizerunkiem Maryi o otwarcie drzwi do kapłaństwa. I został wysłuchany. W Licheniu pomagał przy przyjmowaniu intencji od pielgrzymów. Tam ujawnił się jego kolejny dar: umiejętność rozumienia prostych ludzi – miałam wrażenie – mówi Halina Ziąb, chłopka z krakowskiego – że On rzeczywiście widzi Chrystusa w każdym z nas. Czuło się, że to ktoś wielki, mimo że był taki młody, a jednocześnie swojski, nasz.
Nigdy nie doszedł do pełnego zdrowia i nigdy się tym nie przejmował. Chorobę nowotworową traktował jak zwykły katar. Dwa dni po zamachu na Ojca Świętego i na trzynaście dni przed swoim odejściem do Pana podpisywał rozporządzenia i dekrety.
Podczas ostatniego w swoim życiu posiedzenia Rady Głównej Episkopatu, które ze względu na stan zdrowia odbywało się w domu arcybiskupim w Warszawie, był mimo malującego się na jego twarzy bólu, wnikliwy, czynny, dociekliwy. Dopytywał się o budowę nowego gmachu sekretariatu episkopatu, o postęp przy pracach nad seminarium na warszawskich Bielanach.
Kapelan wojenny
Był imiennie poszukiwany przez gestapo i jako profesor włocławskiego seminarium skazany na śmierć, ale stolice diecezji opuścił dopiero na wyraźnie polecenie bp. Michała Kozala. W Kozłówce w majątku Zamojskich był kapelanem ukrywających się w pobliskich lasach partyzantów. Prowadził też tajne nauczanie. Mimo, że mogło go to narazić na daleko posunięte represje nie stronił od publicznych homilii – tylko miłość zdolna jest dawać jakiekolwiek istnienie – nauczał w 1942 roku w Kazaniu w niedzielę Zesłania Ducha Świętego – tylko przez miłość może cokolwiek mieć życie.
Gdzie nie ma miłości, tam nie ma życia. A gdzie zapanuje nienawiść, jej wymową jest tylko śmierć. […] najwyższym prawem ziemi nie jest nienawiść, nie jest walka klas czy walka narodów, ale miłość Boga. W 1943, w roku Powstania Warszawskiego został przeniesiony do Lasek gdyż opiekujący się tym miejscem ksiądz Jan Zieja musiał się ukrywać. Wdomu rekolekcyjnym w Laskach z inicjatywy przyszłego prymasa urządzono szpital polowy, w którym udzielano pomocy nie tylko polskim żołnierzom, lecz także niemieckim rannym.
Opiekę duszpasterską nad okręgiem puszczy kampinoskiej pełnił ksiądz Jerzy Banaszkiewicz (pseudonim Radwan II). To on zaproponował księdzu Wyszyńskiemu dodatkową – był przecież spowiednikiem zakonnic z Lasek, duszpasterzem rannych ze szpitala polowego – posługę w charakterze kapelana partyzantów. Zgodził się, został zaprzysiężony, przyjął pseudonim Radwan III i stał się rzeczywistym żołnierzem Armii Krajowej. Z fragmentów wspomnień płk. J. Krzyczkowskiego pseudonim Szymon: miałem to szczęście spotkania w życiu wielu wspaniałych ludzi. Jednak na pierwszym miejscu stawiam księdza kapelana, który był nie tylko przykładem miłości bliźniego, ale był niesłychanie stanowczy i uparty w dążeniu do obranego celu. Kiedy chodziło o sprawy zasadnicze, miał zawsze silną wolę i gotów był ryzykować własnym życiem. […] Jesteśmy wszyscy spadkobiercami tej wielkiej jego myśli o zachowaniu godności narodowej, miłości do ojczyzny i zachowaniu wiary.
Pasterz polskiego Kościoła
W lutym 1945 roku, jeszcze przed zakończeniem wojny ksiądz Stefan Wyszyński wyjechał do Włocławka by organizować życie seminaryjne. Był pierwszym po wojnie rektorem seminarium, profesorem i ojcem duchownym – Prawo – wykładał - jest konieczne do zabezpieczenia godności człowieka, który chce i umie być godnym, który jest godnym. Bo wielu ludzi godnych ucierpiało w czasie ostatniej wojny od niegodziwców. […] Państwo musi się przejąć obroną godności człowieka, ma pamiętać, że rządzić to znaczy służyć. Musi dbać, by w jego imieniu nikt nie dopuścił się czynów niegodnych.
Czternastego września 1948 roku kardynał August Hlond poddał się prostej operacji wyrostka robaczkowego. Rokowana były pomyślne, ale w miesiąc później hierarcha zmarł w męczarniach. Mimo sekcji nie udało się ustalić, czy przyczyną był zwykły błąd lekarski, który spowodował perforację i zakażenie czy też celowe i umyślne działanie ludzi zwanych później „nieznanymi sprawcami”. Tuż przed śmiercią ksiądz kardynał podyktował swojemu sekretarzowi księdzu Antoniemu Baraniakowi list do Ojca Świętego Piusa XII, o mianowanie swoim następcą i prymasem Polski dotychczasowego biskupa lubelskiego, czyli księdza Stefana Wyszyńskiego. Tak też
się stało.
Na ingres nowy prymas udawał się do Gniezna, potem wracał do Warszawy. Trudno opisać wszystkie zdarzenia, które miały mu w tym przeszkodzić. Tuż przed stolicą rozpięto w zaroślach po obu stronach szosy stalową linę. Był zmierzch a jednak kierowy udało się dostrzec przeszkodę. Dla prymasa i wszystkich wierzących była to jawna ingerencja Matki Bożej.
Od początku ksiądz prymas dążył do stworzenia formalnego porozumienia z ludźmi czerwonego reżimu, aby do jego postanowień odnosić wszystkie konflikty. Dokument ten podpisano czternastego kwietnia 1950 roku. Ze strony episkopatu oprócz księdza
prymasa sygnowali go biskupi: Michał Klepacz, Zygmunt Choromański i Tadeusz Zakrzewski. Stronę rządową reprezentowali: minister administracji Władysław Wolski, wiceminister obrony narodowej Edward Ochab i Franciszek Mazur, pułkownik służby bezpieczeństwa, Rosjanin z pochodzenia, na zlecenie Stalina wykonawca czystek w polskim aparacie partyjno-państwowym, jeden z najbardziej zaufanych ludzi Bieruta.
Porozumienie miało zapewnić Kościołowi: nauczanie religii w szkołach, prowadzenie działalności charytatywnej posiadanie szkół katolickich, opiekę duszpasterską w więzieniach, wojsku i w szpitalach. Klerykom gwarantowano prawo do odbywania bez przeszkód studiów teologicznych, zwalniając ich ze służby wojskowej, wydawnictwa i pisma katolickie miały się ukazywać bez utrudnień. Żaden z punktów porozumienia nie został dotrzymany, a religia, której wówczas nauczano w szkołach, szybko została usunięta.
Ubogi przyszedłem, ubogi wyjdę
Decyzja o aresztowaniu księdza Prymasa zapadła na najwyższym szczeblu partii jesienią 1950 roku, ale samo zatrzymanie nastąpiło dwudziestego piątego września 1953 roku późnym wieczorem. Ksiądz prymas mimo nalegań siostry Maksencji, przełożonej domu prymasowskiego odmówił zabrania jakichkolwiek swoich rzeczy, mówiąc: ubogi przyszedłem do tego domu i taki też wyjdę. Jego osobista bieliznę spakował esbek. Przed wyjściem ogarnął spojrzeniem Tabernakulum i podobiznę Matki Bożej, oddają w opiekę Kościół i Polskę. Rewizja w domu prymasowskim trwała prawie dwie doby. Do siedziby Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego wywożono akta, dokumenty, pisma i przedmioty kultu. Aresztowano też najbliższego współpracownika Prymasa księdza Antoniego Baraniaka i biskupa gnieźnieńskiego Lucjana Bernackiego. Episkopat Polski został zdziesiątkowany aresztowaniami.Niestety wielu się załamało. Biskup Michał Klepacz przyjął obowiązki przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Dwa tygodnie Prymas był przetrzymywany w Rywałdzie w klasztorze ojców kapucynów, ale ściśle od nich izolowany.
W tym czasie w Stoczku Warmińskim przygotowywano… twierdzę o znaczeniu strategicznym. Murem oddzielono zespół klasztoru od kościoła. Zakonników i sędziwego proboszcza usunięto. Teren otoczono zasiekami z drutu kolczastego, co kilka metrów ustawiono warty i zainstalowano reflektory. Na drogach dojazdowych ustawiono szlabany, a przy nich posterunki. Miejscowej ludności pod groźbą
więzienia zakazano opuszczania domów od zmroku do świtu. Ksiądz Stanisław Skorodecki i siostra Leonia Graczyk ze zgromadzenia Sióstr Rodziny Maryi przydzieleni rzekomo do posługi przy Prymasie, zostali zmuszeni przez służby bezpieczeństwa do codziennej Jego inwigilacji i pisania raportów. Ksiądz prymas domyślał się tego, a po uwolnieniu udzielił im przebaczenia. Pobłogosławił też siostrę Leonię, która zrzuciła habit. W Stoczku Prymas dokonał aktu oddania się Matce Najświętszej w macierzyńską niewolę miłości, tego samego, który do tej pory podczas świąt Maryjnych powtarzany jest przez wiernych. W październiku 1955 roku Pasterz osobiście napisał tekst Ślubów Jasnogórskich, który został przez trzy niezależne od siebie osoby przewieziony na Jasną Górę i tam odczytany. Nawet z lodowatego więzienia ksiądz prymas czuwał nad Wielką Nowenną Tysiąclecia i nawiedzeniem kopii cudownego obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej. Gdy służby bezpieczeństwa „aresztowały wizerunek” po Polsce podróżowały puste ramy.
Swoje obowiązki duchowe zaczął pełnić po dwudziestym piątym października 1956 roku po uzyskaniu od emisariuszy W. Gomułki obietnicy przywrócenia Kościołowi niezależnych praw. Nieważne, że obietnice te niebyły dotrzymane, ale zostały złożone. Ksiądz prymas nie miał żadnych złudzeń, co do intencji genseka i władz partyjno – rządowych. Na uroczystości milenijne nie wpuszczono ani delegacji zagranicznych, ani indywidualnych turystów.
Pracownik boży
Ponad trzystu zabitych, wielokroć więcej rannych. Wydarzenia grudnia 1970 roku na wybrzeżu. Prymas nazwał je bolesnym polskim Betlejem. Podczas spotkania opłatkowego mówił: […] Z głęboką czcią pochylamy się nad brukami Gdyni, Gdańska, Szczecina, Słupska i Elbląga. Po kapłańsku zbieramy te krew i ofiarujemy ja Ojcu. Wiemy, że Syn oddający swoja krew Ojcu pamiętał o krwi wszystkich współtowarzyszy męki swojej aż do skończenia świata. […] Oświadczenia, które słyszymy, przyjmujemy ze spokojną, rozważną ufnością. Spodziewamy się, że tym razem nie będziemy zawiedzeni, jak to było po 1956 roku. Kościół w Polsce, jego biskupi i duchowieństwo reprezentują zawsze najbardziej dojrzałą, spokojną, zrównoważoną warstwę pracowników bożych na niwie naszej ojczyzny.
A jednak takie rozczarowanie przyszło wkrótce – razem ze „ścieżkami zdrowia” w czerwcu 1976 roku.
Był przyjacielem Solidarności od jej powstania. Podczas spotkania opłatkowego dla rolników, dwudziestego czwartego stycznia 1981 roku mówił między innymi: Prawo do wolności jest prawem naturalnym każdej osoby ludzkiej, nie można go nikomu odmówić. Nie podważalnym i nawet przez komunistów publicznie niekwestionowanym autorytetem moralnym łagodził ostre konflikty społeczne w latach kolejnych strajków (1956, 1968, 1970, 1971, 1980). Bronił prawa świata pracy do budowania niezależnych struktur związkowych. Zawsze miał na uwadze prawo do wolności osobistej, sprawiedliwości, do swobody wypowiadania się i zrzeszania. W
sierpniu 1980 roku ustanowił doktora Romana Kukołowicza swoim pełnomocnikiem i tak służył strajkującym na wybrzeżu swoim rozumem, radą i doświadczeniem.
***
Siedemnastego kwietnia 1981 roku ksiądz prymas po raz ostatni uczestniczył w liturgii Wielkiego Piątku. – W tej straszliwej nocy – pisze w swoich duchowych notatkach – zdołałem opuścić siebie, ale owładnęła mnie męka ludów, które już od trzech pokoleń cierpią od zbrodniarzy, którzy mordują Chrystusa, Kościół i znak Dobrej Nowiny Ewangelicznej. To jest moja nocna modlitwa od szeregu lat. A dziś była szczególnie dotkliwa.
Świadomy, że odchodzi do domu Ojca, zegnał się ze wszystkimi współpracownikami, ale najbardziej znaczącym pożegnaniem była rozmowa telefoniczna z Ojcem Świętym. Ojcze, Ojcze – mówił ledwo słyszalnym głosem – jestem bardzo słaby, bardzo… Dziękuję za różaniec, jest dla mnie pociechą… Ojcze… łączy nas cierpienie… Módlmy się za siebie wzajemnie. Między nami jest Matka Najświętsza… Cała nadzieja w Niej.
foto: www.kul.pl
Autor: Kaja Bogomilska
Żródło: niezalezna.pl