W trakcie rządów premiera Donalda Tuska doszło do co najmniej sześciu przypadków samopodpaleń, które miały być formą protestu przeciwko sytuacji w kraju. Mimo że historia każdej z tych pięciu osób jest inna, łączy je poczucie bezsilności i dramatyczne wołanie o pomoc, które pozostaje bez odpowiedzi.
Środa. W Warszawie słoneczny poranek.
Andrzej Filipiak przechadza się przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska, pod którą odbywa się protest związkowców. Zdaniem świadków i policji nic nie zapowiadało, że za chwilę dojdzie do dramatu. Filipiak siada na murku Ogrodu Botanicznego, polewa się łatwopalną substancją i podpala.
Na pomoc ruszają przechodnie i funkcjonariusze policji. Na miejscu pojawia się karetka, która przewozi poszkodowanego do szpitala przy ulicy Szaserów. Kilka dni później mężczyzna umrze.
Lekarzom nie udało się go uratować.
20 czerwca 2013 przed budynkiem Przewozów Regionalnych w Krakowie protestowali kolejowi związkowcy. Jeden z konduktorów w desperackim akcie oblał się łatwopalną substancją i podpalił. Dramat wydarzył się ok. godz. 13.
Jego powodem był protest przeciw zwolnieniom na kolei i polityce resortu transportu.
42-letni konduktor z ciężkimi oparzeniami dróg oddechowych został przewieziony do szpitala. Obecnie przebywa w śpiączce i walczy o życie.
Bieda przyczyną dramatu
– Chcemy się dowiedzieć, co jest przyczyną tak dramatycznego kroku. Mając informacje na temat problemów tej osoby, będziemy mogli w jakiś sposób pomóc – mówi „Gazecie Polskiej” Mariusz Mrozek, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.
Odpowiedzi na pytanie, dlaczego Andrzej Filipiak zdecydował się na taki krok, udziela jego żona. –
Mąż był załamany i zrozpaczony naszą sytuacją. Nie miał pracy, a MOPR odmawia nam większej pomocy, nie mamy z czego żyć – mówi „Faktowi” Wiesława Filipiak. –
Mąż mówił, że wszystko, co złego dzieje się w naszej rodzinie, to wina polskiego rządu, który rządzi tak, że ludzie nie mają pracy i środków do życia – zaznacza.
Jak dowiedzieliśmy się w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie w Kielcach, rodzina pana Andrzeja Filipiaka żyła z zasiłku w wysokości 520 zł miesięcznie. Urzędnicy wiedzą, że za takie pieniądze nie da się żyć, ale mają związane ręce ustawą o pomocy społecznej, która narzuca wielkość świadczeń.
– Pomoc była udzielana zgodnie z przepisami – mówi nam Anna Gromska, wicedyrektor MOPR w Kielcach. Pracownicy socjalni nie mają wątpliwości, co należy zrobić, aby takie przypadki się nie zdarzały. –
Ludziom należy zapewnić pracę. To najlepszy sposób, bo daje człowiekowi zajęcie i przywraca poczucie godności. Niestety, o pracę coraz trudniej, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach – mówi Gromska.
Protest przeciwko służbie zdrowia i układom
4 września 2010 r. na warszawskim pl. Piłsudskiego, w miejscu, gdzie stoi krzyż upamiętniający wizytę papieża Jana Pawła II, podpaliła się
72-letnia Barbara M. Mieszkająca w podwarszawskim Piastowie kobieta chciała w ten sposób zaprotestować przeciwko bezduszności polskiej służby zdrowia.
Jej zdaniem lekarze zniszczyli życie jej córce, która po doznanym wypadku była leczona psychiatrycznie. Barbara M. po podpaleniu nie chciała przyjąć pomocy lekarzy, była w stosunku do nich agresywna. Dopiero po kilku godzinach dała się namówić na podjęcie leczenia. Mimo przewiezienia do specjalistycznej kliniki leczącej oparzenia w Łęcznej kobieta zmarła.
Tragiczny finał miała również sprawa Antoniego P., przedsiębiorcy z Kielc, który spłonął we własnym samochodzie. Tam oprócz wątków kryminalnych i mafijnych wchodziła również w grę wersja samopodpalenia. „Źle się dzieje w tym naszym ukochanym kraju. Ostatnio tylko polityka i wybory. Jednym słowem wyścig szczurów (…). Nikogo nie obchodzi, że jest coraz większe bezrobocie, a naród nie ma z czego żyć” – pisał kilka dni przed śmiercią na portalu Facebook Antoni P., którego biznes znalazł się w poważnych tarapatach.
Według świadków Antoni P. popadł w konflikt z lokalnymi politykami, co odbiło się na jego interesach. „Nie mam sposobu na wyjście z sytuacji, w jakiej się znalazłem (…)” – napisał cztery dni przed śmiercią Antoni P.
Przeciwko układom zaprotestował również, podpalając się, Andrzej „Żurom” Żuromski. Prześladowany przez sądy raper postanowił podpalić się w studiu Polsatu. – Zrobiłem to, żeby zwrócić uwagę na problem pomówień. Wszystko wcześniej przygotowałem – mówił, tłumacząc formę protestu. Od kilku lat raper walczy w sądach z pomówieniami dotyczącymi jego osoby.
Żydek: ten kraj traktuje ludzi jak śmieci
Najgłośniejszy przypadek samopodpalenia wydarzył się 23 września 2011 r. Andrzej Żydek postanowił podpalić się, by zwrócić uwagę na nieprawidłowości, do których dochodziło w Urzędzie Skarbowym Warszawa-Praga. Były policjant wykrył błędy i postanowił zgłosić je do odpowiednich organów ścigania, które jednak nie podjęły sprawy.
Jedynym efektem uczciwości urzędnika było wyrzucenie go z pracy.
Po samopodpaleniu premier Donald Tusk obiecał, że wyjaśni sprawę. – Wszystkie moje zarzuty się potwierdziły, jednak nikt nie poniósł odpowiedzialności. Mój protest nic nie dał. Żyję tak jak żyłem. Nadal spłacam stare długi – mówi „Gazecie Polskiej” Andrzej Żydek i zgadza się, że samopodpalenie to wynik bezsilności.
– Takich przypadków może być więcej. Ludzie mają dość. Nie mają zaufania do struktur państwa i rządu, który traktuje ich jak śmieci – mówi nam Andrzej Żydek. Do końca miał nadzieję, że Andrzej Filipiak dzięki pomocy lekarzy wróci do zdrowia. Niestety.
To, że w kraju dzieje się coraz gorzej, widzą psychiatrzy i psycholodzy. Gabinety terapeutyczne i lekarskie pękają w szwach. – Zwiększa się bezrobocie i widać wyraźnie, że ma to wpływ na zwiększającą się liczbę osób, które popadają w depresję z powodu braku pracy. Pogarsza się też zdrowie posiadających pracę, którzy aby utrzymać się na rynku, harują ponad siły – mówi nam pragnący zachować anonimowość psychiatra.
Pogłębiającą się biedę widać w statystykach Głównego Urzędu Statystycznego, według których 7 proc. mieszkańców Polski żyje w ubóstwie. Zatrważająco rośnie również liczba samobójstw. Według danych policji tylko w trzech pierwszych kwartałach zeszłego roku odnotowano 4184 zamachy samobójcze (ponad 3000 skończyło się zgonem), podczas gdy w całym 2011 było ich 3839.