Matka Boska Częstochowska
Matka Boska Częstochowska ubrana perłami, Cała w złocie i brylantach modli się za nami. Aniołowie podtrzymują jej ciężką koronę, I jej szaty co jak noc są gwiazdami znaczone.
Ona klęczy i swe lica gdzie są rany krwawe, Obracając gdzie my wszyscy, patrzy na Warszawę. O Ty, której obraz widać w każdej polskiej chacie, I w kościele i w sklepiku i w pysznej komnacie.
W ręku tego co umiera, nad kołyską dzieci, I przed którą dniem i nocą wciąż się światło świeci. Która perły masz od królów, złoto od rycerzy, W którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy.
Która widzisz z nas każdego cudnymi oczami, Matko Boska Częstochowska, zmiłuj się nad nami. Daj żołnierzom którzy idą śpiewając w szeregu, Chłód i deszcze na pustyni, a ogień na śniegu.
Niechaj będą niewidzialni płynący w przestworzu, I do kraju niech dopłyną którzy są na morzu. Każdy ranny niechaj znajdzie opatrunek czysty, I od wszystkich zaginionych niechaj przyjdą listy.
I weź wszystkich którzy cierpiąc, patrzą w Twoją stronę, Matko Boska Częstochowska pod Twoją obronę. Niechaj druty się rozluźnią, niechaj mury pękną, Ponad Polską błogosławiąc, podnieś rękę piękną.
I od Twego łez pełnego Królowo spojrzenia, Niech ostatnia kaźń się wstrzyma, otworzą więzienia. Niech się znajdą ci, co z dala rozdzieleni giną, Matko Boska Częstochowska za Twoją przyczyną.
Nieraz potop nas zalewał, krew się rzeką lała, A wciąż klasztor w Częstochowie stoi jako skała. I Tyś była też mieczami pogańskimi ranną, A wciąż świecisz ponad nami Przenajświętsza Panno.
I wstajemy wciąż z popiołów, z pożarów co płoną, I Ty wszystkich nas powrócisz na ojczyzny łono. Jeszcze zagra, zagra hejnał na Mariackiej Wieży, Będą słyszeć Lwów i Wilno krok naszych żołnierzy.
Podniesiemy to co legło w wojennej kurzawie, Zbudujemy zamek większy, piękniejszy w Warszawie. I jak w złotych dniach dzieciństwa będziemy słuchali, Tego dzwonka, sygnaturki co Cię wiecznie chwali.
Wiersz ten napisał nasz emigracyjny poeta – Jan Lechoń (właściwie nazywał się Leszek Serafinowicz i pochodził ze szlacheckiej rodziny o tatarskich korzeniach) – w czasach gdy jedna okupacja kraju została przez zastąpiona przez kolejną i o wiele bardziej tragiczną w skutkach, bo przez całe dziesiątki lat dewastującą wszystko to, co najbardziej wartościowe w naszej kulturze i narodowej tradycji. Ruiny i zgliszcza zawsze można odbudować, ale pełna naprawa duchowego spustoszenia dokonywanego jakże często i z pełną świadomością rękami tych którzy mieli czelność nazywać siebie polskimi patriotami i do dziś przypisują sobie zasługi narodowych bohaterów i obrońców Ojczyzny – w wielu aspektach i po ludzku sądząc jest już niemożliwa. I jakoś trudno jest mi uwierzyć, że autor wiersza, który cały swój talent i serce włożył w te przepiękne strofy poświęcone naszej Jasnogórskiej Matce i Królowej – zdecydował się na samobójczą śmierć (jak można przeczytać w jego życiorysie)… Bo już za same tylko słowa odnoszące się do powrotu polskich żołnierzy do Lwowa i Wilna – można było wtedy zapłacić życiem, nawet jeśli było się na drugim krańcu świata. „Seryjni samobójcy” miewają długie i skuteczne ręce… Nic zatem dziwnego, że jeszcze dziś tekst wiersza publikowany w tomikach ojczystej literatury czy na stronach internetowych, w dalszym ciągu pozostaje ocenzurowany…Autor: Józef Kosiarski
Zdjęcie: Po bitwie – polscy żołnierze ze sztandarami zdobytymi na bolszewikach. NN, Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie (http://pl.wikipedia.org)