Dzisiaj mija 67. rocznica zamordowania przez komunistycznych zbrodniarzy Danuty Siedzikówny, 18-letniej sanitariuszki z oddziału majora Zygmunta Szendzielarza, którego szczątki niedawno zidentyfikowano. "Inka" zginęła w gdańskim więzieniu.
"Inka" oddała życie dla Polski, powinna być ikoną dla młodego pokolenia Polaków, a w lutym tego roku znaleźli się, niestety, barbarzyńcy, którzy sprofanowali jej pomnik, stojący w krakowskim parku Jordana. Sprawcy, jak zazwyczaj przy tego typu aktach obrzydliwego wandalizmu, pozostali nieznani. Wtedy portal niezalezna.pl opublikował tekst Tadeusza Płużańskiego, w który opisał on tragiczne losy Danuty Siedzikówny. Przypominamy fragmenty poruszającego artykułu.
****
Sprofanować pomnik „Inki” to tak, jakby napluć w twarz bohaterskiej sanitariuszce V Brygady Wileńskiej AK. Jakby obśmiać umiłowanie Ojczyzny dziewczyny, która zgłosiła się na ochotnika do polskiego wojska podziemnego i została zaprzysiężona w Armii Krajowej w wieku 15 lat.
To tak, jakby zdezawuować poświęcenie sanitariuszki, która opatrywała nie tylko swoich, ale nawet rannych w walce z „łupaszkowcami” milicjantów. Zakwestionować ową niezłomność 17-letniej dziewczyny, która po aresztowaniu – mimo tortur w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Gdańsku – odmówiła składania zeznań obciążających kolegów i nikogo nie wydała. Podważyć hart ducha, który zachowała nawet wówczas, gdy oprawcy rozbierali ją do naga, a do celi wpuszczali ubliżające jej żony ubeków, którzy zginęli w akcjach przeciwko oddziałom „Łupaszki”. Wymazać słowa, które „Inka” napisała krótko przed śmiercią w grypsie do sióstr Mikołajewskich z Gdańska: „Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”.
To tak, jakby nagrodzić łączniczkę Szendzielarza Reginę Żylińską-Mordas, która po aresztowaniu przez UB zaczęła sypać. Bo to ona wydała punkty kontaktowe V Brygady Wileńskiej, w tym mieszkanie przy ul. Wróblewskiego 7 we Wrzeszczu, w którym „Inka” została aresztowana. Jakby potwierdzić zasadność pisma Józefa Bika, naczelnika Wydziału Śledczego gdańskiego WUBP, do prokuratury wojskowej o prowadzenie sprawy Siedzikówny Danuty w trybie doraźnym (stalinowski morderca Bik, posługujący się również nazwiskami Bukar i Gawerski, uciekł w 1968 r. do Szwecji; nigdy nie został osądzony za swoje zbrodnie, jednak przed sądami III RP wywalczył podwyżkę emerytury). Jakby usankcjonować zarzuty wobec „Inki” o udział w „bandzie Łupaszki” (dla przypomnienia: była to regularna jednostka Wojska Polskiego, podlegająca konstytucyjnym władzom RP), nielegalne posiadanie broni oraz strzelanie i wydawanie rozkazów strzelania do funkcjonariuszy UB i MO. Przyklasnąć temu, który te oskarżenia miotał – mordercy sądowemu Wacławowi Krzyżanowskiemu, który w III RP (czyli PRL bis) pozostał bezkarny – tak jak inni stalinowscy prokuratorzy i sędziowie.
To tak, jakby podziękować plutonowi egzekucyjnemu, który strzelał na komendę: „po zdrajcach narodu polskiego ognia”.
Jakby przyznać, że Danuta Siedzikówna „Inka” i Feliks Selmanowicz „Zagończyk” rzeczywiście byli bandytami i zdrajcami Polski.
****
Przed śmiercią Siedzikówna zdążyła jeszcze krzyknąć: „Niech żyje wolna Polska” i „Niech żyje Łupaszko!”. Po chwili została przez dowódcę plutonu egzekucyjnego dobita z pistoletu w głowę. To tak, jakby pochwalić go za skuteczny strzał.
To tak, jakby zgodzić się z PRL-owską propagandą, która do 1989 r. nazywała „Inkę” bandytą. Zgodzić się szczególnie z wydaną w 1969 r. książką-paszkwilem „Front bez okopów” autorstwa m.in. Jana Bobczenki, byłego szefa UBP w Kościerzynie, w której krwiożercza „Inka” uczestniczy w egzekucji funkcjonariuszy UB w Starej Kiszewie.
Ale „Inka” pozostanie bohaterska. Pozostanie wzorem dla przyszłych pokoleń. Za chwilę Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. O „Ince” – wobec politycznego wandalizmu ubeckich pogrobowców – powinniśmy w tym roku szczególnie pamiętać. I nie uznamy – wzorem Seweryna Blumsztajna – że Żołnierze Wyklęci byli bandytami, a nasi oprawcy – sowieccy kolaboranci z KBW, UB i Informacji Wojskowej – bohaterami.
My – tak jak „Inka” – musimy zachować się, jak trzeba.
Foto: creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.pl