Stoczniowcy Wybrzeża, hutnicy, górnicy i anonimowi dziś działacze niewielkich zakładów pracy w całej Polsce, którzy wspierali strajk – ci ludzie ryzykowali własne życie i to właśnie ich komuniści się przestraszyli w sierpniu 1980 roku. To dzięki nim podpisali postulaty sformułowane przez gdański MKZ – z Krzysztofem Wyszkowskim, działaczem opozycyjnym i publicystą, rozmawia Piotr Ferenc-Chudy.
Czy budowanie Solidarności było dla Pana tworzeniem ruchu związkowego, czy ruchu mającego doprowadzić do zmiany systemu?
Myślę, że zjawisko, jakim była Solidarność, można porównać do Powstania Warszawskiego. W powstaniu nie chodziło przecież o pokonanie III Rzeszy czy obalenie Hitlera, podobnie my nie myśleliśmy wówczas o obaleniu Związku Sowieckiego, lecz o wywalczeniu sobie skrawka wolnej Polski. Myśleliśmy, że w konsekwencji osiągniemy jakiś rodzaj zawieszenia broni, tymczasowego porozumienia, które da nam czas na wypracowanie i realizację dalszej strategii. W tym sensie porozumienie sierpniowe można uznać za sukces. Oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę, że nadal pozostajemy w okrążeniu, jak w oblężonym mieście. Mieliśmy świadomość, że wokół czekają w gotowości wrogie siły. Ale uzyskaliśmy możliwość działania na własnym terenie i do chwili, w której przeciwnik przygotuje się do nowego uderzenia, mogliśmy ten czas wykorzystać do umocnienia własnych sił. Wierzyliśmy przede wszystkim, że w tym czasie uda nam się odbudować poczucie jedności narodowej. To była podstawa. Dlatego ja np. byłem nawet zwolennikiem kompromisów zawieranych w mniej istotnych sprawach, ponieważ najważniejsze wydawało mi się jak najdłuższe trwanie tej wyspy wolności. Oczywiście w pełni zdawaliśmy sobie wówczas sprawę, że kontratak komunizmu musi kiedyś nastąpić.
Jakie były przyczyny ówczesnego sukcesu Solidarności?
Głównym powodem, a zarazem autorem zwycięstwa Solidarności, byli robotnicy. Strajkujące masy robotników w całej Polsce. Tysiące ludzi ze Stoczni Gdańskiej i innych zakładów Trójmiasta. Setki załóg wspierających MKZ. Robotnicy Szczecina, Elbląga. Oczywiście to narastało. Do MKZ-u wpływały wyrazy poparcia załóg z całej Polski. Niezmiernie ważny były tu Górny i Dolny Śląsk czy Małopolska z Krakowem. Dochodziły do nas coraz bardziej optymistyczne informacje o tym, że w całym kraju rośnie liczba załóg, które nas zabezpieczają, tzn. nawet jeśli nie podejmują strajku, to będą reagować, gdyby doszło do próby zniszczenia nas siłą. Tak więc uważam, że prawdziwymi bohaterami Sierpnia były miliony ludzi z całego kraju, którzy sympatyzowali z nami i nas wspierali. Rzecz jasna, że gdyby ówczesny protest dotyczył tylko Stoczni, to komuniści nie zawahaliby się przed rozwiązaniem siłowym i szybko by się z nami rozprawili. Przez cały czas liczyliśmy się z możliwością ataku zbrojnego i fizycznej likwidacji, a co najmniej więzienia. Komuniści jednak pod naporem protestów w całej Polsce zmienili taktykę i uznali wówczas, że zmuszeni są do zawarcia rozejmu, który – podobnie jak my – uważali za tymczasowy. Wydawali się zaskoczeni masowością oporu, bo przecież nie tylko robotnicy nas wspierali, choć z istoty byli siłą podstawową protestu. Wspierały nas również inne środowiska. Komuniści nie byli przygotowani wówczas do walki z całym społeczeństwem.
Jak dbać o prawdę o Solidarności w czasach, gdy próbuje się zakłamywać jej historię?
Nie ma innego wyjścia – trzeba na wszystkie możliwe sposoby przypominać polskiemu społeczeństwu, jak było naprawdę. Szczególnie ważne jest to w odniesieniu do młodych ludzi. To właśnie do nich trzeba docierać z tą wiedzą. Od podpisania porozumień sierpniowych minęło już ponad 30 lat. Wyrosło nam od tamtych czasów nowe pokolenie, które siłą rzeczy nie pamięta tych wydarzeń. Wydaje się, że w dzisiejszej rzeczywistości sytuacja jest bardzo czytelna. Układowi postkomunistycznemu wywodzącemu się w prostej linii z Okrągłego Stołu – czyli komuniści razem z agenturą i ludźmi, którzy oparli swoje kariery na współrządzeniu z komunistami – jak najbardziej zależy na zakłamaniu tej historii. Podstawą tej zakrojonej na ogromną skalę manipulacji jest próba wytworzenia mitu Lecha Wałęsy, który jako mąż opatrznościowy narodu, niemalże Deus ex machina, doprowadził do obalenia komunizmu. A chodzi o to, by figurą o nazwie Lech Wałęsa zastąpić w najnowszej historii Polski ogromny, wyjątkowy w skali światowej ruch społeczny, jakim była Solidarność. Wałęsa bardzo dobitnie wpisuje się w tę koncepcję. Koncepcję likwidacji Solidarności i budowy własnego pomnika w miejsce ogólnonarodowego wysiłku. Według tego to on sam z Danuśką obalił komunizm. Polacy byli bierni nieświadomi i niezdolni do działania. Walcząc z tym żałosnym mitem trzeba za wszelką cenę przypominać że to był wysiłek ogólnospołeczny. Stoczniowców Wybrzeża hutników górników i anonimowych dziś działaczy niewielkich zakładów pracy w całej Polsce którzy wspierali strajk. Ci ludzie ryzykowali własne życie i to właśnie ich komuniści się przestraszyli w sierpniu 1980 r. To dzięki nim podpisali postulaty sformułowane przez gdański MKZ. Dziś funduje się polskiemu społeczeństwu mit mesjasza geniusza i wybawiciela Lecha Wałęsy. Wyprowadzenie 13 grudnia 1981 r. czołgów i dziesiątków tysięcy wojska na ulice Polski nie było wymierzone w Lecha Wałęsę czy nawet w większą grupę konkretnych działaczy. Nie w solidarnościowe elity z których wielu dosyć szybko zaakceptowało realia stanu wojennego. Stan wojenny miał być ciosem nokautującym polski naród. Miał złamać „sierpniowego” ducha tego narodu. O tym wszystkim trzeba pamiętać i jak najczęściej przypominać.
Wywiad ukazał się w tygodniku "Gazeta Polska"
foto: Krzysztof Sitkowski
Autor: Piotr Ferenc-Chudy
Źródło: Gazeta Polska