Morderstwa, zniszczenie ponad 80 kościołów, niszczenie klasztorów, koptyjskich szkół i sierocińców – to już codzienność. Narastająca w Egipcie anty-chrześcijańska retoryka i nawoływanie do „wymazania chrześcijan i ich kościołów z powierzchni kraju” przechodzą w Zachodnich mediach bez echa, podobnie jak i krwawe owoce podżegania do islamskiej przemocy.
Cały zachodni świat nie posiada się z oburzenia, ponieważ władze egipskie ośmieliły się usunąć Braci Muzułmanów z ich dwóch „bastionów” w Rabaa i Nahda, gdzie Bracia i ich zwolennicy zabarykadowali się przed wieloma tygodniami zapowiadając, że będą kontynuować swoje protesty dopóty, dopóki prezydent Morsi nie zostanie przywrócony do władzy. Efektem tych „pokojowych protestów” jest ponad 600 ofiar śmiertelnych w obydwu obozach. W okamgnieniu zatem prawolubne media zachodnie zaczęły ubolewać nad losem uciśnionych i domagać się od Rady Bezpieczeństwa ONZ oraz rozmaitych międzynarodowych organizacji potępienia tych aktów agresji z całą stanowczością. Biedni Bracia Muzułmanie, nieposzlakowane ofiary przemocy.
Te łagodne owieczki, znane powszechnie ze swojej słodyczy i niewinności stały się obiektem brutalności nie do zaakceptowania. A zatem, obowiązkiem każdego przyzwoitego człowieka jest ich obrona przed wilkami egipskiego wojska i policji. USA, Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Turcja – słowem, cały cywilizowany świat, powinien powstać i sprzeciwić się podobnej niesprawiedliwości, bronić niewinnych i rzucić się na pomoc poszkodowanym. Ta medialna szarża byłaby niemal tragikomiczna, gdyby nie szerszy kontekst podobnego przekłamywania prawdy.
Należy bowiem wpierw rozważyć następujące fakty: Meczet w Rabaa, czyli sanktuarium Braci Muzułmanów, był jednocześnie ogromnym arsenałem broni, o czym zachodnie media nawet się nie zająknęły. Całymi tygodniami organizowane przez Bractwo milicje obywatelskie będące po prostu organizacją paramilitarną, uzbrojone po zęby siały terror wśród Egipcjan, a pobicia, porwania, w tym często dla okupu, morderstwa, gwałty i wymuszane małżeństwa Koptyjek z muzułmanami były na porządku dziennym. Prawie 1500 osób zostało pozbawionych życia przez owe milicje w przeciągu roku rządów Morsiego. Reakcja Zachodu – żadna. Ponad 20 posterunków policji zostało zdemolowanych i podpalonych; około 50 policjantów zabitych i poddanych bestialskim torturom. Ze strony Zachodu – cisza.
Podobnie zresztą zniszczone mauzolea sufistów, czy też masakry rodzin szyickich nie wzbudziły żadnych międzynarodowych emocji. Ponad 50 kościołów, szkół i chrześcijańskich instytucji spalonych w ciągu 24 godzin (14 sierpnia). Łącznie, jak podaje dr Naguib Gabriel, przewodniczący egipskiej Union of Human Rights Organization, zniszczono 82 kościoły, z których wiele datowano na V wiek, m.in. klasztor w Degla, którego zakonnicy żalili się, że zaprzestano w nim modlitw po 1600 latach ciągłego wychwalania Boga. Na klasztornym murze nabazgrano zachętę by ruiny przekazać w darze pobliskiemu meczetowi. Żadnych protestów. Zakonnice porywane i przetrzymywane jako „więźniarki wojny”, księża oraz wierni świeccy atakowani i zabijani (często w bestialski sposób, np. ćwiartowani) bez względu na wiek i płeć, tylko ze względu na to, że wyznają Chrystusa. Ze strony Zachodu próżno wyczekiwać słów potępienia – te mogłyby być wszak wzięte za zbrodnię wszelkich zbrodni – „islamofobię”. Dopiero kiedy Egipt w końcu otrząsa się i reaguje, kiedy ludzie protestują a władza stara się zaprowadzić w kraju minimalny porządek – Zachód krzyczy o „prześladowaniach”, „niesprawiedliwości” i „skandalu humanitarnym”.
Nie jest żadnym sekretem, że wybory prezydenckie były zwyczajną farsą niespełniającą standardów demokratycznych i odbyły się w cieniu zarzutów o poważne nieprawidłowości w liczeniu głosów. Pomimo tego w rzeczywistości kreowanej przez media Morsi stał się pierwszym „demokratycznie” wybranym prezydentem w historii Egiptu cieszącym się prawdziwym poparciem ludzi. Trzeba uczciwie przyznać, że Egipcjanie także są w jakimś sensie współwinni, ponieważ zgodzili się na udział w tym chocholim tańcu mówiąc sobie: „Co prawda wybory pozostawiały nieco do życzenia, ale poczekajmy na to, co się teraz stanie”. Na efekty trzeba było czekać niecały rok i okazały się prawdziwie katastroficzne: brak jakiegokolwiek bezpieczeństwa socjalnego, astronomiczne bezrobocie, hiperinflacja, braki podstawowych dóbr – od chleba po benzynę – wszystkie wskaźniki ekonomiczne lecące na łeb na szyję, łącznie z branżą turystyczną w przedśmiertnych drgawkach. Nic dziwnego, że ludzie chcieli pozbyć się Morsiego, dziwne, że nie uczynili tego wcześniej.
Ruch Tamarrod zebrał ponad 22 miliony podpisów w ciągu dwóch miesięcy pod petycją domagającą się ustąpienia prezydenta. Daremnie. Skonfrontowani z taką bezczelnością władzy, która umiejętniekorzystała z mechanizmów demokracji, ale wcale nie była demokratyczna, miliony Egipcjan, z których znakomitą większość stanowili byli zwolennicy prezydenta Morsiego, wyszły na ulice głównych miast i domagali się jego odejścia Wciąż na próżno. Wtedy to, neutralna dotychczas armia postanowiła zainterweniować i wesprzeć ludność, co natychmiast okrzyknięto coup d’état. Chrześcijanie zostali przedstawieni przez Braci Muzułmanów jako główna „siła” odpowiedzialna za obalenie prezydenta Morsiego, i to na nich skupiła się nienawiść jego zwolenników. A przecież obok generała Abdel-Fattah el-Sissi ogłaszającego odsunięcie prezydenta Morsiego od władzy stał nie tylko koptyjski papież Twardos II, ale także przewodzący sunnitom szejk Ahmed El Tayeb.
Owocem ich działań jest ponad 80 zniszczonych miejsc kultu i chrześcijańskich instytucji – liczba ta nie obejmuje zdemolowanych czy popalonych sklepów i domów należących do wyznawców Chrystusa. Chrześcijanie stanowią ok. 10% populacji, chociaż jeszcze w 1975 roku było ich w Egipcie ok. 20%. Celem jest wyeliminowanie chrześcijan z Egiptu. W regionie Minya w ostatnich dniach trzy kościoły zostały zmienione w meczety i już w piątek odbyły się w nich muzułmańskie modły. W niektórych miejscach domy i sklepy chrześcijan zostały naznaczone, co ma ułatwić atakującym identyfikację celów.
W rzeczy samej, narastająca anty-chrześcijańska retoryka i nawoływanie do „wymazania chrześcijan i ich kościołów z powierzchni Egiptu” przeszły w Zachodnich mediach bez echa, podobnie jak i krwawe owoce podżegania do przemocy. Przewodzący Kościołowi koptyjskiemu patriarcha Twardos, który w trosce o swoje życie musiał przez wiele dni pozostawać w ukryciu, jako że znajduje się na liście osób przeznaczonych przez islamistów do eliminacji, zaznaczył, iż chcąc wyrobić sobie rzetelną opinię na temat wydarzeń w Egipcie należy wyjść poza główne place i tam dopiero zobaczyć rozmiary i skalę terroru rozsiewanego przez Braci Muzułmanów i ich sympatyków. Duchowy przywódca Koptów podkreślił, że legitymizujące Braci Muzułmanów słowa międzynarodowego poparcia i przyjazne im sprawozdania są przykładem selektywnej relacji medialnej i przekłamań. Zdanie przywódcy podzielane jest przez jego wiernych, którzy mają wiele żalu do Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej oraz państw, które niemal codziennie wydają oświadczenia i grożą podjęciem zdecydowanych działań przeciwko rządowi tymczasowemu i przedstawiają Braci Muzułmanów jako ofiary, podczas gdy zniszczenie ponad 80 kościołów jest pomijane, niszczenie klasztorów, szkół i sierocińców ignorowane, a agresja względem chrześcijan przemilczana, co tylko ośmiela islamistów do dalszych ataków i przyczynia się do kontynuowania przemocy.
Dziwnym trafem media uważają masowe prześladowania chrześcijan przez zwolenników prezydenta Morsiego jako temat drugorzędny wobec nieszczęść Braci Muzułmanów w głównej mierze za te prześladowania odpowiedzialnych. W ten sposób fabrykuje się fałszywych męczenników. Biskup Assiut, Kyrillos William Samaan, powiedział otwarcie, że absurdem jest obwinianie chrześcijan za upadek tego rządu w sytuacji, kiedy na ulice wyszło ponad 30 milionów Egipcjan. Koptowie bardzo krytycznie odnieśli się szczególnie do zagranicznych doniesień medialnych dotyczących kryzysu w Egipcie. Patriarcha Twardos pisał dosłownie o „fałszywym przekazie mediów zachodnich” i zachęcił do obiektywnego opisu działań dokonywanych przez „radykalne organizacje spragnione rozlewu krwi”. Jak na razie jego apel jest ignorowany tak samo, jak cierpienia egipskich chrześcijan.
Źródło: www.pch24.pl Monika G. Bartoszewicz