Był gotowy na wszystko – wspomnienie o bł. ks. Jerzym Popiełuszce

 "Ksiądz Jerzy był wielkim duchowym wojownikiem za Kościół, Prawdę i Ojczyznę. Powtarzał nam, że Prawdy musimy bronić do końca. Nawet za cenę życia. W przeddzień swojej śmierci powiedział: Ja już przeszedłem barierę strachu, już się niczego nie lękam. Jestem gotowy na wszystko". O łaskach i cudach za wstawiennictwem bł. ks. Jerzego Popiełuszki w rozmowie z portalem PCh24.pl opowiada Katarzyna Soborak, notariusz w Jego procesie beatyfikacyjnym.
 Znała Pani osobiście błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszkę. Czasami wraz z przyjaciółmi bywała też w jego mieszkaniu. Wiele rozmawialiście, współpracowaliście. Proszę powiedzieć, czy już wtedy uważała Pani ks. Jerzego za postać wyjątkową? - Za życia ks. Jerzego, gdy uczestniczyłam w Mszach Świętych za Ojczyznę, czy też po prostu przychodziłam do kościoła z okazji innych uroczystości, zauważyłam, iż ludzie uznają naszego Kapłana za osobę niezwykłą. Wierzyliśmy, że nasze gorliwe modlitwy pod przewodnictwem księdza Jerzego będą przez Pana Boga wysłuchane. Od ponad osiemnastu lat jest Pani kierownikiem Kościelnej Służby Informacyjnej a od trzech również szefem Ośrodka Dokumentacji Życia i Kultu Błogosławionego ks. Jerzego. Proszę opowiedzieć o samych początkach Waszej pracy. Czym tak naprawdę się zajmujecie? - Zaraz po śmierci ks. Jerzego ówczesny proboszcz parafii św. Stanisława Kostki – ks. prałat Teofil Bogucki uznał że z racji męczeństwa za wiarę kapłan będzie w przyszłości mógł być beatyfikowany. W związku z tym powołał służby parafialne. Jedna z nich miała za zadanie opiekować się grobem, dbać o kwiaty, o wystrój, inna służba porządkowa - strzec go w dzień i w nocy. Natomiast nasz zespół to Kościelna Służba Informacyjna. Byłam współorganizatorką tej grupy. Naszym zadaniem była rejestracja grup pielgrzymkowych, opisywanie i archiwizowanie wszystkiego tego, co działo się przy grobie męczennika. Następnie na podstawie zebranego materiału opisaliśmy kult prywatny, który był warunkiem rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego. Owocem naszej pracy jest niezwykle obszerna dokumentacja. Wśród tej dokumentacji są świadectwa łask, które wierni przypisują wstawiennictwu ks. Jerzego. Wpłynęło ich około sześciuset. Czy któraś z tych historii szczególnie zapadła Pani w pamięć? - Od samego początku, ks. Jerzy powszechnie uznawany był za męczennika za wiarę i już od pierwszych chwil po śmierci ludzie zwracali się do Niego z różnymi prośbami. Z czasem zaczęliśmy otrzymywać informacje nt. łask otrzymanych za Jego wstawiennictwem. Wierni najczęściej prosili ks. Jerzego o zdrowie, ale pojawiały się również prośby o nawrócenie czy pogłębienie życia duchowego. Mamy świadectwa osób, których prośby zostały wysłuchane. Taką szczególną łaską, wyproszoną przy grobie ks. Jerzego była łaska odzyskania wzroku przez kobietę z Rzeszowa. Pierwszy raz przy grobie modliła się w 1987 r. Wówczas miała poważne problemy ze stawami. Ból był bardzo uciążliwy. Po modlitwie przy grobie męczennika dolegliwości ustąpiły. Na dodatek osoba ta była praktycznie niewidoma. Jakiś czas później przyjechała do grobu ks. Jerzego z podziękowaniem za otrzymaną wcześniej łaskę, a także z prośbą o odzyskanie wzroku. To była niezwykła historia, ponieważ rzeczywiście przejrzała! Początkowo nikt nie dowierzał w zaistnienie takiego cudu. Wysłano kobietę na badania do szpitala psychiatrycznego uznając, że zwariowała. Jednakże tamtejsi lekarze stwierdzili że z naszą bohaterką nic złego się nie dzieje, jest normalną, zdrową osobą. Kobieta odzyskała wzrok a ostrość widzenia była prawidłowa. Lekarze oczywiście orzekli, że z medycznego punktu widzenia, odzyskanie wzroku przez tą panią jest niewytłumaczalne. Gdy zbliżała się 10. rocznica śmierci ks. Jerzego, przygotowaliśmy dokumentację dotyczącą kultu prywatnego, prośby o beatyfikację, a także dołączyliśmy do niej dokumenty o prawdziwym cudzie za Jego wstawiennictwem. Do beatyfikacji nie był potrzebny cud, gdyż Ksiądz Jerzy był męczennikiem. W tym przypadku był to dowód, że Ksiądz Jerzy podczas męczeństwa nie zdradził Chrystusa. Wówczas podczas naszego spotkania z ks. Prymasem Glempem, otrzymaliśmy zapewnienie, że teraz już będzie można rozpocząć proces beatyfikacyjny. Kolejny, bardzo ciekawy przypadek uzdrowienia pochodzi z 2011 r., więc jest stosunkowo świeży i, oczywiście, autentyczny. Miałam nawet okazję poznać tę panią i gościć w jej domu. Kobieta cierpiała na chorobę reumatoidalną. Często przebywała w klinikach, które specjalizowały się w uśmierzaniu bólu. Tak więc, jej problemy zdrowotne były bardzo poważne. Kobieta często modliła się do ks. Jerzego o zdrowie. Któregoś dnia podczas odpoczynku, oglądała w telewizji program poświęcony ks. Jerzemu. W pewnym momencie potrzebowała wstać z łóżka. Do tamtej pory była w stanie zrobić to sama, ale przychodziło jej to z wielkim bólem i trudnościami. Tym razem udało się bez problemów. Kobieta wstała z łóżka o własnych siłach. Wszystkie te cuda są nieprawdopodobne, ale zarazem prawdziwe. Świadczą o tym orzeczenia i dokumenty lekarskie. Bardzo budujący jest fakt, że ludzie posiadają ogromną wiarę i powierzają wszystkie swe problemy ks. Jerzemu, ufając, że zostaną wysłuchani a ich cierpienia i problemy znikną. Jakim człowiekiem prywatnie był ks. Jerzy Popiełuszko? - Był niezwykle ciepły i dobry. Kiedy jeszcze żył, jego mieszkanie było pełne osób, które przychodziły do niego z różnymi problemami. Ludzie wiedzieli, że on ich zawsze wysłucha i zrozumie. Był bardzo hojny. Często otrzymywał różne dary z zagranicy, m.in. z Francji, Niemiec, z Wielkiej Brytanii czy Stanów Zjednoczonych. To były różne artykuły, począwszy od pasty do zębów czy szczoteczki, aż po herbatę czy wodę kolońską. Ks. Jerzy wiedział, że te produkty będą mu przydatne, ale zawsze szukał bardziej potrzebujących. Obdarowywał każdego tym, co tylko miał. Ja sama otrzymałam od niego kilka prezentów. Wówczas przecież brakowało w sklepach artykułów pierwszej potrzeby, tak więc te małe podarunki były niezwykle wartościowe. Nigdy nie lękał się o siebie. Zawsze troszczył się i martwił o innych. Nawet wtedy, gdy był zapraszany do swych przyjaciół, to miał swego rodzaju wyrzuty, że teraz nie ma go w kościele, a może właśnie ktoś potrzebuje od niego pomocy. Wiemy to nie tylko z jego opowiadań, ale również z zapisków, które przechowujemy w naszym archiwum. Myślę, że tak jak ks. Jerzy był hojny i uczynny tutaj na ziemi, pośród nas, tak też jest bardzo hojny będąc u Pana Boga, wśród błogosławionych. Jestem przekonana, że obdarza proszących wielkimi łaskami. Doskonale wiemy, że Msze św. sprawowane przez ks. Jerzego budowały wielką patriotyczną wspólnotę. Ale ich uczestnicy często byli szykanowani i prześladowani. Proszę powiedzieć, czy nie obawialiście się represji ze strony komunistów ze względu na udział w Mszy za Ojczyznę? - Pamiętam, że ksiądz Jerzy na zakończenie każdej Mszy Świętej zwracał się do wszystkich z prośbą o nie podnoszenie ulotek, nie wznoszenie antykomunistycznych haseł i rozejście się w pokoju. To były swego rodzaju środki bezpieczeństwa, ponieważ po wyjściu z kościoła zawsze ryzykowaliśmy spotkanie esbeków, którzy nierzadko legitymowali, a następnie zawozili na komisariat. Zdarzały się również przypadki pobicia. Pamiętam, że na aresztowania narażone były szczególnie osoby spoza Warszawy, które często zatrzymywano na 48 godzin i poddawano ciężkim przesłuchaniom. To miejsce było dla władzy szczególnie niewygodne. Praca i osoba ks. Jerzego przyciągała tysiące osób z całej Ojczyzny. Dla każdego z nas kościół św. Stanisława Kostki był skrawkiem wolnej Polski. Wszyscy czuliśmy się sobie bliscy. Ta wspólna modlitwa i wzajemne spojrzenia z wielkim zaufaniem, budowały coś wspaniałego. Ksiądz Jerzy znał Panią osobiście. Proszę powiedzieć kim On był dla Pani? - Był dla mnie niezwykle ważną osobą, był mi bardzo bliski. Dawał nam nadzieję na lepsze jutro. Od samego początku szedł bardzo niebezpieczną drogą, ale wiedział, że dzięki swej działalności i postawie buduje jedność narodu, której tak bardzo obawiali się komuniści. Pamiętam jak ks. Jerzy wspominał, że naród musi być jednością, ponieważ gdy jest podzielony, łatwiej nim sterować i manipulować. Uważam, że naszym obowiązkiem była praca na rzecz pamięci o ks. Jerzym i jego beatyfikacji. Nie mogliśmy pozwolić, aby taki kapłan jak ks. Jerzy Popiełuszko został zapomniany. Musimy spłacić chociaż część tego długu, który u niego zaciągnęliśmy. Przecież on oddał życie za Chrystusa, za Polskę i za nas wszystkich.  Nasze marzenie się spełniło. Nasz kapłan – męczennik za wiarę, został beatyfikowany. Cel minimum osiągnęliśmy. Ks. Jerzy już nigdy nie zostanie zapomniany. Mamy nadzieję, że te łaski i cuda, które dzieją się każdego dnia za sprawą bł. ks. Jerzego Popiełuszki, pozwolą na jego szybką kanonizację. Czy ks. Jerzy obawiał się o swój los? Czy zdawał sobie sprawę z zagrożenia i niebezpieczeństwa, które go czeka? - W pewnym momencie swego życia ks. Jerzy już się z tą śmiercią oswoił. Zrozumiał, że w związku z jego nieugiętą postawą komuniści mogą chcieć go zamordować. Pamiętam taką historię, gdy w przeddzień tragicznego wyjazdu ks. Jerzego do Bydgoszczy, po Mszy Świętej sprawowanej u Sióstr Wizytek w Warszawie, ks. bp. Kraszewski prosił ks. Jerzego, aby uważał na siebie, gdyż komuniści mogą próbować Go napaść. Ks. Jerzy powiedział wtedy: „Ja już przeszedłem barierę strachu, już się niczego nie lękam. Jestem gotowy na wszystko.” Był wielkim duchowym wojownikiem za Kościół, Prawdę i Ojczyznę. Powtarzał nam, że musimy bronić Prawdy do końca. Nawet za cenę życia. Rozmawiał Paweł Ozdoba Źródło: www.pch24.pl