Historia wiele razy pokazała, że Niemcy prowadzą z Polską grę równie bezwzględną co Rosja. Podobnie jak ona potrafią zakładać tysiące masek, grać przyjaciół, schlebiać, poklepywać po plecach, by po chwili stosować brutalne zasady eksterminacyjne w stylu kanclerza Bismarcka, który należał do polakożerców wybitnych - pisze Tomasz Łysiak w "Gazecie Polskiej".
Sejm Wielki zaczął się 6 października 1788 r. Ponieważ były to jeszcze czasy, kiedy publicznie ufano w Bożą Opatrzność, tedy i na samym początku obrad udali się posłowie do kolegiaty św. Jana na nabożeństwo. W kazaniu ksiądz kanonik Jezierski odczytał po łacinie fragment Biblii z księgi Mądrości (6, 3-4): „Nadstawcie uszu, wy, którzy panujecie nad narodami i jesteście dumni z mnóstwa ludów. Od Pana bowiem jest wam dana władza, / a moc od Najwyższego, który będzie badał uczynki wasze i przejrzy wasze zamiary”.
Rosja przybywa „ku pomocy”
Potem sejm rozpoczął pracę, która miała „odnowić oblicze ziemi”, wykrzesać nowego ducha poprzez unowocześniające reformy i uwieńczyć wszystko uchwaleniem konstytucji. Lecz to, co dla jednych bywa nadzieją na dobrą przyszłość, dla innych staje się solą w oku i pcha do zamierzeń zgoła przeciwnych. Nad Rzecząpospolitą pojawił się po raz kolejny cień dwóch czarnych orłów – pruskiego i rosyjskiego, które już w kilka lat po rozpoczęciu chwalebnego sejmu rozszarpały naszą Ojczyznę przy obopólnej zgodzie. Nim to jednak nastąpiło – Rosja przybyła nam „ku pomocy”, wezwana przez współobywateli państwa, którzy mieniąc się Polakami, do Polski ściągnęli najgorszego wroga i pomogli mu w rozbiorze własnej ojczyzny. Targowica była hańbą. Lecz poza tą hańbą własną przyczyną upadku była w wielkiej mierze zaborcza siła owych dwóch czarnych orłów. Przy wiodącej roli carycy Katarzyny II, która w istocie podyktowała w Petersburgu targowicki akt konfederacji, nieco mniej uważnie patrzymy w stronę drugiego agresora – Prus.
Ten właśnie żywioł i jego prawdziwą twarz pokazał później Jan Matejko w obrazie „Hołd pruski”. W pierwszej chwili, patrząc na owo wielkie dzieło, widzimy rzecz zdawałoby się oczywistą – książę elektor pruski klęczy przed polskim królem i oddając Prusy w lenno, korzy się nie tylko politycznie, ale także symbolicznie. Jakby cała teutońska potęga, przed którą ostrzegał jeszcze arcybiskup gnieźnieński Jakub Świnka, obecna w krzyżackich zamkach czy w brandenburskich najazdach na Wielkopolskę, wreszcie po kilku wiekach zmagań runęła w proch i pył. Lecz oko bystrzejsze dostrzeże w namalowanej scenie także Stańczyka. Błazen spogląda w stronę widza, zdając się mieć wiedzę o całej prawdzie ukrytej pod wierzchnim pozorem. I wreszcie odnaleźć można na obrazie przedmiot kluczowy – rękawicę rzuconą przez Prusaka do nóg polskiego monarchy. Jakby chciał rzec: „Teraz klęczę, mój panie, lecz wiedz, że już niedługo toczyć będziemy kolejny pojedynek, wtedy zobaczymy, kto z nas jest mocniejszy”.
W stereotypowym myśleniu Prusak jawił się nam często jako bezduszny prostak, zasadniczy i wierny przepisom. Tymczasem historia wiele razy pokazała, że Niemcy prowadzą z Polską grę równie bezwzględną co Rosja. Podobnie jak ona potrafią zakładać tysiące masek, grać przyjaciół, schlebiać, poklepywać po plecach, by po chwili stosować brutalne zasady eksterminacyjne w stylu kanclerza Bismarcka, który należał do polakożerców wybitnych.
Pruskie czcze słówka
Wydarzenia na Ukrainie są dowodem na przerażającą płytkość analiz politycznych dokonywanych przez Zachód w stosunku do Rosji. Już katastrofa smoleńska powinna wstrząsnąć Europą – w końcu na terytorium Rosji zginął prezydent jednego z największych krajów unijnych, Rosja zaś już pierwszego dnia zaserwowała opinii publicznej gotową wersję wydarzeń o „tragicznym wypadku”, mataczyła i do dzisiaj nie oddała kluczowych dla sprawy dowodów. Co prawda – trzeba przyznać, że trudniej państwom Zachodu było naciskać na Rosjan, gdy nie uczyniła tego sama Polska, a nasz rząd przyjął strategię zająca. Teraz, gdy nagle Niedźwiedź pokazuje pazury, część opinii publicznej przeciera oczy ze zdumienia. Wygląda to, niestety, tragikomicznie. Zupełnie tak, jakby ktoś trzymał tygrysa w ogródku i sądził, że zwierzę złagodnieje, ponieważ z głośników puszcza mu się kojący hymn Unii Europejskiej. Tygrys jednak nie porzuci drapieżnej natury tylko z racji odsłuchania „Ody do Radości”… Dla wielkiej części Polaków jest to jasne od wielu lat. Od roku 2010 jest to bardziej oczywiste i jaskrawe.
Drugą jednak sprawą jest kluczowa rola Niemiec w obecnej sytuacji politycznej w Europie. Gospodarcze nici wiążą większość krajów europejskich z Berlinem – hegemonem ekonomicznym Unii. Ten zaś wszystkie je splata w jeden wątek, który znajduje przedłużenie w gazociągu biegnącym po dnie Bałtyku. Interesy, jakie robią ze sobą Niemcy i Rosjanie, znajdują symboliczne zwieńczenie w tej długiej rurze, ale oczywiście wykraczają poza wymiar energetyczny.
Świat zamarł, nasłuchując wyniku rozmowy telefonicznej Angeli Merkel z Władimirem Putinem. Kanclerzyca, mająca w gabinecie na ścianie portret swojej ulubionej postaci historycznej, czyli Katarzyny Wielkiej, dobrze pamięta, że caryca była Niemką. Pruski dryl, tak widoczny w rosyjskiej armii w wiekach osiemnastym i dziewiętnastym, pruskie nazewnictwo szarż czy choćby niemieckie nazwiska większości oficerów ukazywały niegdyś wyraziście ten zadziwiający szatański tandem dwóch czarnych orłów. Nie wiem, czy rozmowa między obecnym carem a potomkinią Bismarcka toczyła się w języku rosyjskim czy niemieckim. Wszystko jedno. Pani Merkel oświadczyła jednak po jej zakończeniu, że Putin „stracił kontakt z rzeczywistością”. I tyle. Dość wygodnie to brzmi i wskazywać by mogło, że Niemcy stawią czoło takiemu „szaleńcowi”. Jednak wszystko wskazuje, że były to tylko klasyczne, pruskie czcze słówka i mydlenie oczu opinii publicznej. Fakty są takie, że Niemcy – poza nic nieznaczącymi gestami – nie uczyniły właściwie nic, by Putina zatrzymać. A nie czyniąc nic – przyłożyły rękę do dokonującego się rozbioru Ukrainy.
„Nihil novi sub sole” – chciałoby się rzec.
Przyjaźń ambasadorów
Najwymowniejszym przykładem roli pruskiej w dobie Sejmu Wielkiego, Konstytucji 3 Maja, potem targowicy i wreszcie drugiego rozbioru Polski byli niemieccy ambasadorowie. Gdy sejm się zaczął, na jednej z pierwszych sesji wystąpił ówczesny rezydent pruskiego króla Ludwik Bucholtz. Zaznaczyć trzeba, że Bucholtz i ówczesny ambasador rosyjski Otto Magnus von Stackelberg byli ze sobą w bardzo zażyłych stosunkach. Stackelberg wsławił się wcześniej ratyfikacją pierwszego rozbioru naszej ojczyzny. Bucholtz prowadził się wystawnie, pobierał ze swojego dworu wysoką gażę, a jadał albo w traktierniach, albo u rosyjskiego posła. Był w niego tak zapatrzony, że w końcu, by jednak w jakiejś mierze ambasador realizował pruską politykę, zmieniono go na… Włocha, Girolamo Lucchesiniego. W każdym razie ów Bucholtz odczytał notę na posiedzeniu naszego sejmu. Była ona tak wzruszająca i krzepiąca Polaków, że nic tylko łzę uronić z racji tak przyjaznej retoryki. Poseł na początku był zgorszony naszymi obawami dotyczącymi ewentualnych sojuszy, jakie trzy mocarstwa mogłyby zawrzeć przeciwko Polsce. Potem jednak przeszedł do propozycji sojuszy i w imieniu swojego władcy powiedział, że „jeżeli przymierza trzeba, król J.M. pruski ofiarowuje swoje i wszelkie jest gotów podjąć środki, by Polskę postawić w stanie niepodległym, silnym i rządnym”. Jego następca, czarny jak kruk Lucchesini, doprowadził w trakcie trwania Sejmu Wielkiego do przymierza polsko-pruskiego. Na posiedzeniu 10 grudnia roku 1789 przedstawiono posłom list Fryderyka Wilhelma II, który obiecywał sojusz, pod warunkiem przeprowadzenia w Polsce niezbędnych reform ustrojowych. I przymierze takie z Niemcami zawarliśmy rok później. Tymczasem wydarzenia toczyły się szybko. Po uchwaleniu konstytucji i zdradzie targowickiej rozpoczęła się wojna z Rosją.
W styczniu 1793 r. do Wielkopolski wkroczyły zaś pierwsze niemieckie oddziały, by zabezpieczyć „interes pruski”. Zbliżała się owa potworna chwila, gdy w Grodnie, pod armatami rosyjskimi skierowanymi w sejm, nasi posłowie i król podpisali akt rozbiorowy. Kraj miał być zagrabiony po raz kolejny.
Pytanie
Dzisiaj, patrząc na Krym, na dokonujący się rozbiór Ukrainy, nie sposób nie wspomnieć tego, co kiedyś oba imperia uczyniły z Polską. Obecnie, gdy widać na Ukrainie żołnierzy wysłanych przez Putina, należy zadać głośno pytanie: co uczyniła kobieta mająca nad biurkiem portret carycy, by rosyjskie zapędy powstrzymać?
foto: Jan Matejko "Hołd pruski"
- Autor: Tomasz Łysiak
- Źródło: Gazeta Polska, niezalezna.pl