W dniu 5 kwietnia br. z inicjatywy Limanowskiego Stowarzyszenia Historii Ożywionej Jabłoniec 1914 w kameralnej Sali Limanowskiego Domu Kultury mogliśmy wysłuchać wykładu dr Wiesława Batora pt. „Historyczne znaczenie bitwy pod Limanową i szturmu Jabłońca. Perspektywa militarna, polityczna i symboliczna”.
Prelekcja znanego krakowskiego historyka zainaugurowała cykl imprez wpisujących się w kalendarz obchodów stulecia Bitwy Limanowskiej.
Wiesław Bator jest historykiem, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Jagiellońskiego, oraz prezesem Galicyjskiego Towarzystwa Historycznego, wykładowcą na Wydziale Teologii Fundamentalnej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Na spotkaniu obecny był również Piotr Trojanowski pracownik naukowy Uniwersytetu Jagielońskiego w Krakowie, pani Irena Grosicka – przewodnicząca Rady Miasta Limanowa, radny miejski Walenty Rusin, redaktor naczelny kwartalnika Almanach Limanowski – Jerzy Bogacz, dyrektor Zespołu Szkół nr 1 w Limanowej pani Kazimiera Zięba, pan Karol Wojtas sekretarz zarządu Oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego w Limanowej, pan Wacław Polakiewicz z Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem, oraz członkowie Stowarzyszenia LSHO Jabłoniec 1914 i mieszkańcy Limanowej.
Przed wykładem profesora słowo wstępne wygłosił prezes Stowarzyszenia LSHO Jabłoniec 1914 Marek Sukiennik. Następnie głos zabrał dr Wiesław Bator, który podziękował za zaszczyt otwarcia obchodów 100-lenia Bitwy Limanowskiej swoim wykładem. W swoim długim, rzetelnym referacie poruszył wszelkie aspekty i znaczenie strategiczne bitwy pod Limanową w czasie I wojny światowej, a przede wszystkim odpowiedział na trzy zapytania:
1. Jaka była polityczna, symboliczna i militarna waga zwycięstwa wojsk austro- węgierskich pod Limanową.
2. Jaką rolę w tych wydarzeniach spełnił szturm wzgórza Jabłoniec.
3. Dlaczego tak dużego znaczenia w wojnie 1914 roku Bitwy Limanowskiej – w historii literatury światowej bitwa ta jest marginalizowana.
Wydarzenie jest to niezmiernie ważne dla Limanowej gdyż dzięki temu jest znana w Polsce i na świecie. Okolice Limanowej są piękne i bitwa, która się tu wydarzyła miała znaczenie dla słąwy i historii limanowszczyzny. Poraz pierwszy zepchnięto wojska rosyjskie do odwrotu. Przełomowy w bitwie był 11 grudnia 1914 r.
Wcześniej wojska austro-węgierskie, w których walczyło również dużo Polaków zepchnęły z tego wzgórza poraz pierwszy wojska rosyjskie i właśnie 11 grudnia, począwszy od godz. 5.00 wojska rosyjskie szturmowały wgórze jabłonieckie od wschodu pięciokrotnie w tym dniu – natrafiając na opór nie do przejścia. W końcowym efekcie armia rosyjska zrezygnowała z ataków, które nie przynosiły skutku, a wówczas napór wojsk austro-węgierskich zmusił Rosjan do odwrotu.Był to pierwszy odwrót Rosjan w czasie I wojny światowej, jak również początek klęski wojsk rosyjskich. Oprócz bitwy Łapanowsko-Limanowskiej ważną operację w Galicji była również bitwa Krakowsko- Częstochowska, która powstrzymała napór i marsz wojsk rosyjskich na zachód i Śląsk, a było to w listopadzie 1914 r. Wykład dr Wiesława Batora trwający 1,5 godziny był pogłębieniem naszej wiedzy o znaczeniu bitwy limanowskiej dla przebiegu I wojny światowej. Wysłuchany przez zebranych, z wielkim zainteresowaniem. Na zakończenie spotkania można było zadawać pytania. Padło kilka pytań, na które profesor udzielał wyczerpujących odpowiedzi. Ja zadałem pytanie ilu Polaków brało udział w I wojnie światowej, jako wcielonych do armi austro-węgierskiej. Profesor odpowiedział: z samej tylko Galicji, wcielonych było do armii austro-węgierskiej 1,2 mln żołnierzy innych narodowości, w tym aż 800 tys. Polaków. Dziennie ginęło w starciał 10 tysięcy żołnierzy i więcej. Można sobie wyobrazić codzienny okrutny żołnierski los na frontach I wojny światowej.
Pozwolę sobie przytoczyć wątek osobisty rodzinny. Początek grudnia 1914 roku. Artyleria austryjacka u podnóża Miejskiej Góry ostrzeliwuje Kaninę i Wysokie, a z Wysokiego artyleria rosyjska ostrzeliwuje teren pod Miejską i Łysą Górą, oraz teren całego miasta. Mój ojciec Adam Rusin miał wtedy 9 lat i wraz z moim dziadkiem Walentym przechodzili wtedy przez stację kolejową PKP, gdzie dziadek Walenty rozmawiał z polskimi żołnierzami wcielonymi do armii austriackiej. Byli umundurowani w austriackie mundury, uzbrojeni w szable i karabiny z bagnetami. Byli na koniach i pieszo. Było ich kilkuset i też uczestniczyli w szturmie na Jabłoniec. Mieszkańcy pochodzili i karmili żołnierzy, czym mogli: chlebem, mlekiem, gotowanym rosołem i zupą. Czekali na ten szturm w odwodzie około dwóch tygodni, a później poszli w ogień walki kładąc na ołtarzu Ojczyzny swoje życie. Polaków wcielonych do okupacyjnych armii w I wojnie światowej poległo tak wielu, że nie było domu i rodziny, żeby ktoś nie zginął w ogniu walki. Po I wojnie światowej miejscowości wyludnione były z mężczyzn – pozostały wdowy, sieroty i samotnie płaczące matki. Wiem to z naocznych relacji mojego ojca, który te zdarzenia pamiętał osobiście. Walki na Jabłońcu trawały około 4 dni 8 – 12 grudnia 1914, a potokami spływała krew.
Mój dziadek po stronie mamy Józef Szubryt walczył na I wojnie światowej w latach 1914 – 1918, a następnie pod wodzą Józefa Piłsudskiego brał udział w 1920 roku w obronie Warszawy. Z wojny od 1914 roku wrócił do domu i żony dopiero w 1921 roku dwukrotnie przeżywając kazamaty rosyjskiej niewoli i dwukrotnie uciekając z niewoli powracał do wojska austiackiego, a później polskiego. Po stronie mojego ojca w I wojnie światowej brało udział dwóch braci: Rusin Jan i Rusin Józef, obydwaj wcieleni do armii austiackiej brali czynny udział w walkach na froncie przeciwko armii rosyjskiej. Rusin Józef dostał się do niewoli rosyjskiej na terenie obecnej Ukrainy w 1915 roku. Z niewoli tej uciekał przez 3 miesiące do domu rodzinnego w Limanowej. Szedł pieszo nocą, natomiast przez dzień ukrywał się w lesie. Jego pożywieniem było surowe mięso z zajęcy zdobyte przy pomocy bagnetu, oraz owoce runa leśnego. Po 3 miesięcznej wędrówce dotarł do domu rodzinnego na Jabłońcu, a mama jego czyli moja babcia spytała się go: dziadku może zjecie coś z nami – myśląc, że ma doczynienia z żebrakiem. Mój wójek miał wtedy około 22 lat. Powrót został zgłoszony i po tygodniowym urlopie wrócił na front wschodni. Obydwaj moi wójkowie Jan i Józef Rusin szczęśliwie dotrwali do końca wojny do 1918 roku, biorąc czynny udział w walkach na froncie i odnieśli tylko rany.
Autor: Walenty Rusin
Zdjęcia: Roman Szuszkiewicz