Chyba nie ma w naszej Ojczyźnie kogoś, kto nie słyszałby o bitwie pod Monte Cassino, której okrągłą 70-tą rocznicę obchodziliśmy w minionym maju i o chwale polskiego oręża jaka dokonała się tam za sprawą naszych żołnierzy – tułaczy, w większości niemal cudem ocalonych z tej nieludzkiej ziemi jaką stała się dla setek tysięcy naszych rodaków Rosja Sowiecka po zdradzieckiej napaści „czerwonej armii” na polskie ziemie w dniu 17 września 1939 roku. Zwolnieni z więzień i łagrów w wyniku tzw. stalinowskiej „amnestii”, resztkami sił docierali na południe Związku Sowieckiego, gdzie formowało się Polskie Wojsko. W łachmanach, chorzy i wycieńczeni, myśleli przede wszystkim o tym, aby kiedyś z orzełkiem na czapce i karabinem w ręce wrócić do kraju.
Gdy okazało się że na rosyjskiej ziemi nie będzie możliwe wystarczające uzbrojenie, wyposażenie i wyżywienie nawet części odradzającego się Wojska Polskiego, a pojedyncze polskie jednostki przemieszane z wojskami sowieckimi mają pełnić jedynie rolę „mięsa armatniego” na najtrudniejszych odcinkach frontu, ich dowódca – generał Władysław Anders podjął słuszną decyzję o przerzuceniu tworzącej się armii polskiej na Bliski Wschód, gdzie wówczas dopiero żołnierze należycie odżywieni, umundurowani i uzbrojeni przez aliantów, mogli stać się realną siłą zbrojną. Przetransportowani następnie do Włoch, wnieśli znaczący wkład w pokonanie hitlerowskich Niemiec, pozostawiając tysiące żołnierskich grobów na obcej ziemi.
O ile przełamanie niemieckiej linii obrony w masywie górskim Monte Cassino-Cairo jest na ogół dobrze znane, to dalsze losy II Korpusu Polskiego jakby mniej utrwalone zostały w świadomości naszego społeczeństwa. Otóż po zaledwie kilkunastodniowym odpoczynku polscy żołnierze zostali skierowani do dalszego wypierania Niemców z Półwyspu Apenińskiego, tym razem na odcinku adriatyckim.
Wsławili się wówczas zdobyciem ważnego miasta portowego – Ankony, poprzedzonym oswobodzeniem Loreto – gdzie znajduje się znane w Polsce i świecie sanktuarium Matki Bożej Loretańskiej. Żołnierze polscy nie tylko skutecznie przełamywali kolejne linie niemieckiej obrony, lecz także przyczynili się do uratowania przed całkowitym zniszczeniem samej bazyliki , ofiarnie gasząc pożar wzniecony niemieckimi bombami. Zdarzenie to upamiętnia dziś jeden z witraży kościoła oraz wmurowana tablica pamiątkowa, ufundowaną staraniem papieża Piusa XII.
W bitwie o Ankonę Korpus Polski działał niemal samodzielnie, wspierany jedynie niewielkimi siłami brytyjskimi oraz włoskiej partyzantki. Niewątpliwym talentem strategicznym wykazało się dowództwo Korpusu, pozorując przeprowadzenie ataku na miasto wzdłuż nadbrzeżnych szlaków komunikacyjnych, podczas gdy właściwe natarcie przeprowadzone zostało na odcinku środkowego biegu rzeki Musone, na zachód od miasta. Pozwoliło to na okrążenie znacznej części sił niemieckich, które nie zdążyły wycofać się w kierunku północnym.
Na pamiątkę tamtych dni , corocznie w dniu 17 lipca na polskim cmentarzu wojennym w Loreto położonym nieopodal bazyliki, odbywają się uroczystości połączone z Mszą Św., z udziałem miejscowych władz regionalnych oraz przedstawicieli miejscowej Polonii i naszego społeczeństwa. Jest to jeden z czterech polskich cmentarzy wojennych we Włoszech. Pozostałe zostały założone w Casamassima, Bolonii i ten najbardziej znany – na górze Monte Cassino.
Warto i trzeba pamiętać o tamtych chwalebnych dla naszego narodu wydarzeniach, o waleczności, bohaterstwie i poświęceniu polskiego żołnierza, który – zdradzony przez sojuszników, nie mógł niestety powrócić do Ojczyzny z bronią w ręku.
Niech nastrój i smutek wypływający z tej wielkiej niesprawiedliwości dziejowej podkreśli wiersz żołnierza –poety Artura Międzyrzeckiego, zatytułowany: „Śpiewaj mi ziemio”. Wiersz, napisany w pierwszych dniach po zakończeniu bitewnych zmagań pod Cassino, a w którym niewątpliwy talent poetycki wyraźnie przeplata się także ze znajomością żołnierskiego „rzemiosła”…
Wiersz ten wydrukowany został po raz pierwszy 25-go czerwca 1944 roku w tygodniku „Orzeł Biały”. Po trzeba wspomnieć, że dzieje Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie (a w szczególności II-go Polskiego Korpusu we Włoszech) to nie tylko walka zbrojna z naszym odwiecznym najeźdźcą, ale także ogrom pracy kulturalno-oświatowej, w ramach której rozwijana i kształtowana była wśród żołnierzy postawa patriotyczna i poświęcenie dla dalekiej Ojczyzny. I nie tylko wśród żołnierzy, bo z sowieckiego piekła generał Anders wyprowadził jeszcze kilkadziesiąt tysięcy cywilów, także dzieci (głównie sierot, których rodziców zamęczyła niewolnicza praca dla sowieckiego okupanta).
Warto o tym pamiętać zwłaszcza dziś, kiedy współcześni „władcy” Polski przy pomocy mediów i stada dobrze opłacanych z naszych podatków usłużnych dziennikarzy i publicystów – wszelkimi siłami usiłują wyrwać z polskich serc umiłowanie tego wszystkiego, dzięki czemu nasza Ojczyzna przetrwała wszelkie burze dziejowe w swojej tysiącletniej chwalebnej, lecz jakże trudnej przeszłości…
Józef Kosiarski
Zdjęcie przedstawia: Polski cmentarz wojenny w Loreto na którym spoczywa 1112 polskich żołnierzy. W tle kopuła bazyliki Matki Bożej Loretańskiej, którą ratowali przez zniszczeniem podczas pożaru
„Śpiewaj mi ziemio”
Ogarniam cię ziemio włoska,
Bezsenną majową nocą.
Jeśli nie dojdę do Polski,
Daj mi tu spocząć.
W Aqua Fondata, w Cervaro,
W dwu metrach ziemi nieżyznej
Mieć będę śmiertelnie trwałą
Drugą ojczyznę.
Po drodze punkt sanitarny
Odbierze znak tożsamości…
Nie mów że będzie banalnie –
Będzie najprościej.
Jestem po prostu znużony,
Choć stać mnie jeszcze na poryw.
Chodzi tu ze mną po schronach
Piekąca gorycz.
Dławią mnie słowa męczące,
Nie wyszarpane z gardła,
Gry w szorstkiej, żołnierskiej orce
Strofa mi marła.
Wiem, czas jest wojny – nie wierszy.
Ludzie padają pokotem.
Noc twarde odłamki w piersi
Rzuca z chichotem.
Ale to boli dziś nawet
I w krwawej bitewnej kośbie,
Ja nie chcę werbli i lawet,
Jedną mam prośbę.
Śpiewaj mi ziemio brzeziną
I szumem smutnej topoli
Z masywu Monte Cassino
I tych z Rivoli.