„54 strefy, gdzie obowiązuje szariat i nie ma żadnej kontroli państwa” – te słowa Jarosława Kaczyńskiego o pełnej imigrantów Szwecji wywołały w czasie kampanii wyborczej ogromne perturbacje. Zwolennicy multikulturalizmu, a szerzej przeciwnicy Prawa i Sprawiedliwości, otwarcie oskarżali Jarosława Kaczyńskiego o opowiadanie głupot nie mających pokrycia w rzeczywistości.
Jak jest w Szwecji, zostawmy na boku. Przyjrzyjmy się jednak, jak jest w Niemczech. To z Berlina płyną do Polski najsilniejsze naciski i najgłośniejsze apele o przyjmowanie "uchodźców". Teraz sami Niemcy pokazują, że nie warto ich słuchać.
W dzisiejszym wydaniu „Frankfurter Allgemeine Zeitung” z całą szczerością istnienie takich stref w Niemczech potwierdza niemiecka policja.
Arnold Plicker, przewodniczący Związku Zawodowego Policji Nadrenii Północnej Westfalii mówi, że w niektórych niemieckich miastach istnieją "strefy strachu", w których policji bardzo trudno jest występować przeciwko imigranckim kryminalistom. Jego rzecznik, Stephan Hegger, rozwija to twierdzenie. W Duisburgu, Essen czy Gelsenkirchen powstały już strefy bez prawa, w których kontrolę nad ulicami przejęli kryminaliści.
Te wypowiedzi padają, oczywiście, w kontekście zajścia na kolońskim dworcu, gdzie setki imigrantów napastowało i okradało kobiety. Kolońska policja nie zrobiła niczego, by powstrzymać sprawców. Funkcjonariusze, o czym piszą otwarcie nawet lewicowe media, po prostu nie potrafiły sobie z Arabami poradzić. Ci robili, co chcieli. To niemal cud, że doszło tylko do jednego gwałtu, a większość kobiet została „tylko” obmacana, okradziona i poniżona.
Problem nie dotyczy jednak tylko wymienionych wcześniej miast. Także w samym Berlinie istnieją dwa porządki prawne. FAZ cytuje jednego z wysokich rangą byłych urzędników stolicy, który przyznaje: Tak, są w Berlinie wielkie klany imigrantów z Bliskiego Wschodu, które rządzą się własnymi zasadami, gdy trzeba – także z użyciem broni.
Wracając do słów Kaczyńskiego, jak jest w Szwecji, nie wiem. Być może szwedzkie media hołdują poprawności politycznej jeszcze silniej, niż media niemieckie i o podobnych problemach po prostu nie piszą. Nie sposób założyć, by Szwedzi uniknęli tworzenia stref poza kontrolą krajowego prawa, skoro mają tak ogromną populację imigrantów. Ale przecież nie o Szwecję czy Kaczyńskiego tu chodzi.
Chodzi o problem, którego Polska może jeszcze uniknąć. Możemy, owszem, przyjmować imigrantów. Będą następnie wprowadzać własne prawo. Napadać kobiety. Kraść i zabijać. To nie są ani fantastyczne mrzonki, ani krakanie pesymistów. To prosta obserwacja rzeczywistości, którą opisują coraz śmielej także zachodnie media. Nie ma najmniejszego powodu, dla którego Polacy mieliby popełniać podobną głupotę, co Szwedzi, Niemcy czy Francuzi. Nawet, jeżeli staniemy się kiedyś bogatsi, nasz kraj powinien pozostać relatywnie zamknięty dla przybyszów z Bliskiego Wschodu. Ważne, by o tym pamiętać, bo zbyt często w dyskusji o imigrantach słyszy się na prawicy: Polski nie stać na ich przyjmowanie. Rzeczywiście, nie stać – bo czy kiedykolwiek będzie nas stać na głupotę?
Paweł Chmielewski
za fronda.pl
Źródło: Kongres Mediów Niezależnych