8-go czerwca minęło sześćdziesiąt lat od tragicznej śmierci wybitnego polskiego poety – Jana Lechonia. Właściwie to nazywał się Leszek Józef Serafinowicz i pochodził ze starej rodziny szlacheckiej o tatarskich korzeniach. Urodzony w 1899 roku, już w latach szkolnych ujawnił swój niezwykły talent poetycki, publikując pierwsze tomiki wierszy. Podczas wojny z bolszewicką Rosją w 1920 roku pracował w biurze prasowym samego Józefa Piłsudskiego. W 1927 roku przyczynił się do sprowadzenia do kraju prochów Juliusza Słowackiego, którego twórczość była mu zawsze bardzo bliska. Dał się poznać nie tylko jako poeta, ale także jako ówczesny wybitny działacz i współtwórca polskiej kultury.O jego zasługach dla odrodzonej Ojczyzny świadczy nadany mu w roku 1930 Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.
Po klęsce wrześniowej nigdy już do Polski nie wrócił, gdyż jako konserwatysta, gorący patriota i antykomunista -bardzo przeżywał powojenne zniewolenie Ojczyzny przez sowiecką Rosję. Źle znosił rozłąkę z krajem rodzinnym. W ostatnich latach życia pisał Dziennik, w którym zawarł swoje wspomnienia i przemyślenia. Ostatnie słowa, jakie zapisał w nim na dziewięć dni przed swoją tragiczną śmiercią, są wyrazem jego niełatwej sytuacji ducha w jakiej się znalazł: „Można zawsze znaleźć w swej inteligencji, woli, sercu coś, co pomoże nam w walce z życiem, z ludźmi. Ale na walkę z sobą – jest tylko modlitwa…”
Zgiął tragicznie, wypadając z dwunastego piętra hotelu „Hudson” w Nowym Jorku, co jego biografowie uznają za śmierć samobójczą.
Szkoda, że tak mało znany jest współczesnym Polakom dorobek literacki Jana Lechonia, a którego charakter dobrze oddaje przepiękny wiersz pod jakże wymownym tytułem: „Matka Boska Częstochowska”. Chociaż napisany w tragicznych latach II wojny światowej, jego treść z wielu względów pozostaje wciąż aktualna, zwłaszcza teraz – kiedy tak wielu zapomina jak wiele zawdzięcza nasz naród Tej, co Jasnej broni Częstochowy… I także dlatego warto przytoczyć jego tekst w całości:
Matka Boska Częstochowska, ubrana perłami,
Cała w złocie i brylantach, modli się za nami.
Aniołowie podtrzymują Jej ciężką koronę
I Jej szaty, co jak noc są gwiazdami znaczone.
Ona klęczy i swe lice, gdzie są rany krwawe,
Obracając, gdzie my wszyscy, patrzy na Warszawę.
O Ty, której obraz widać w każdej polskiej chacie
I w kościele i w sklepiku i w pysznej komnacie,
W ręku tego, co umiera, nad kołyską dzieci,
I przed którą dniem i nocą wciąż się światło świeci.
Która perły masz od królów, złoto od rycerzy,
W którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy,
Która widzisz z nas każdego cudnymi oczami,
Matko Boska Częstochowska, zmiłuj się nad nami!
Daj żołnierzom, którzy idą, śpiewając w szeregu,
Chłód i deszcze na pustyni, a ogień na śniegu,
Niechaj będą niewidzialni płynący w przestworzu
I do kraju niech dopłyną, którzy są na morzu.
Każdy ranny niechaj znajdzie opatrunek czysty
I od wszystkich zagubionych niechaj przyjdą listy.
I weź wszystkich, którzy cierpiąc patrzą w Twoją stronę,
Matko Boska Częstochowska, pod Twoją obronę.
Niechaj druty się rozluźnią, niechaj mury pękną,
Ponad Polską, błogosławiąc, podnieś rękę piękną,
I od Twego łez pełnego, Królowo, spojrzenia
Niech ostatnia kaźń się wstrzyma, otworzą więzienia.
Niech się znajdą ci, co z dala rozdzieleni giną,
Matko Boska Częstochowska, za Twoją przyczyną.
Nieraz potop nas zalewał, krew się rzeką lała,
A wciąż klasztor w Częstochowie stoi jako skała.
I Tyś była też mieczami pogańskimi ranną
A wciąż świecisz ponad nami, Przenajświętsza Panno.
I wstajemy wciąż z popiołów, z pożarów, co płoną,
I Ty wszystkich nas powrócisz na Ojczyzny łono.
Jeszcze zagra, zagra hejnał na Mariackiej wieży
Będą słyszeć Lwów i Wilno krok naszych żołnierzy.
Podniesiemy to, co legło w wojennej kurzawie,
Zbudujemy Zamek większy, piękniejszy w Warszawie.
I jak w złotych dniach dzieciństwa będziemy słuchali
Tego dzwonka sygnaturki, co Cię wiecznie chwali.
Nie sposób nie ulec szczególnemu wzruszeniu serca, czytając przepiękne słowa tego wiersza-modlitwy… Wiersza, w którym poeta zamknął nie tylko tragizm, ale i wielkość naszych polskich losów. I nadzieję, że Ta która została dana narodowi polskiemu ku obronie, nie opuści go i dziś. Jeżeli tylko uczynimy to wszystko, co Jej Syn nam powie…
A mnie jakoś trudno jest uwierzyć, aby Autor takiej poezji zdecydował się na samobójczą śmierć…
J. Kosiarski