Po nieco dłuższej przerwie ukazał się kolejny numer Almanachu Ziemi Limanowskiej. Ten kwartalnik społeczno-kulturalny, którego pierwszy numer trafił do rąk limanowskich ( i nie tylko) czytelników w lipcu 2000 roku, dzięki szczególnym walorom, na dobre zadomowił się w naszym regionalnym czasopiśmiennictwie.
Przez te dwanaście lat wypracował sobie na limanowskim rynku wydawniczym trwałą pozycję. Zyskał stałych i wiernych czytelników. Sukcesy te zawdzięcza m.in.: wysokiemu poziomowi edytorskiemu, różnorodnej tematyce podejmowanej w publikowanych artykułach, ciekawej szacie graficznej (świetna jakość papieru), dobrym ilustracjom i fotografiom, niewygórowanej cenie. Można śmiało stwierdzić, że to ekskluzywna oferta spośród tytułów prasy regionalnej.
Fenomen sukcesu Almanachu to owoc pracy zespołu redakcyjnego na czele z Redaktorem Naczelnym, Panem Jerzym Bogaczem, a także szerokiego grona współpracowników, uprawiających społeczne i obywatelskie dziennikarstwo.
Często amatorskie, wynikające z ich pasji i zainteresowań.
Ocalić od zapomnienia i przekazać kolejnym pokoleniom to – według mnie – myśl przewodnia tegoż przedsięwzięcia.
Wszechstronna tematyka, głównie odnosząca się do Limanowszczyzny i ludzi z nią związanych, a więc: historia, przyroda, kultura, sztuka, życie społeczne i polityczne, i wiele innych, pozwala każdemu Czytelnikowi znaleźć coś odpowiedniego dla siebie.
Pozwólcie Państwo, że parę ciepłych słów skreślę pod adresem Redaktora Naczelnego, Pana Jerzego Bogacza. Jest to perfekcjonista w każdym calu, jak mawiają starzy rzemieślnicy. Posiada bogate doświadczenie w pracy dziennikarskiej podparte kunsztem literackim. Bardzo starannie dobiera tematykę artykułów do poszczególnych numerów, zwraca baczną uwagę na merytoryczną ich treść, a zarazem wybacza pewne nieporadności językowe i przymyka czasem oko na kiepski styl naszych amatorskich „wypracowań”.
Lekturę Almanachu zwykle zaczynam od strony pierwszej, zarezerwowanej dla felietonu, czy też eseju, jego autorstwa. Piękny literacki język i nienaganny styl to niedościgniony wzór dla mnie.
To właśnie Pan Jerzy dał zielone światło dla moich publikacji dotyczących Jabłońca, Bitwy Limanowskiej i cesarsko-królewskiej armii Najjaśniejszego Pana Cesarza Franciszka Józefa I. W 2008 roku ukazał się mój pierwszy artykuł o ukochanych huzarach węgierskich, zwanych Czerwonymi Diabłami. Gdy w poprzednich dziesięcioleciach Jabłoniec skazany był na zapomnienie, nie obchodzono nawet rocznic bitwy pod Limanową (za wyjątkiem tej okrągłej, dziewięćdziesiątej), w Almanachu można było doszukać się ciekawych artykułów i o walkach Legionów Polskich na Ziemi Limanowskiej, i o rodzinie Bolisęgów z Chyszówek goszczących wówczas na kwaterze Komendanta, i o losach legionistów rodem z naszej ziemi, i o drużynach strzeleckich.
A także o Ferencu Molnarze, znanym pisarzu, wówczas korespondencie wojennym, który to swoimi reportażami z pola walki na Jabłońcu rozsławił Limanową, o Georgu Traklu, austriackim poecie i oficerze, którego wojenna zawierucha zagnała na kilka dni do naszego małego galicyjskiego miasteczka w pamiętnym roku 1914, o gen. Josefie Roth von Limanowa, dowodzącego grupą armijną w operacji łapanowsko – limanowskiej.
Numer 18. Almanachu, traktujący w całości o Bitwie pod Limanową i o Jabłońcu, jest bardzo poszukiwany przez znawców tematu i praktycznie nie do zdobycia. Pierwiastek patriotyczny i niepodległościowy jest zawsze mocno akcentowany w Almanachu.
W aktualnym numerze polecam interesujący artykuł noszący tytuł Dawno temu i dziś w Strzeszycach, mówiący o kolonistach niemieckich na Ziemi Limanowskiej.
Na uwagę zasługuje także ciekawy materiał o niezwykłych losach Franza Tesika, Austriaka, dezertera z Wehrmachtu, a następnie żołnierza I Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej (sic!). Była to niezwykle barwna postać w powojennej historii limanowskiej społeczności. Opowiadał o nim mój ojciec, a także – niestety już nieżyjący - stryj Tadeusz. Miałem sposobność osobiście poznać Pana Franza Tesika w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy odwiedził Limanową i zawitał do naszej firmy. Bardzo się zdziwił, gdy ojciec go rozpoznał i przywitał. Jego wojenne wyczyny obrosły niemal legendą.
Zachęcam do lektury. Bo naprawdę warto!
Autor: Marek Sukiennik