Te słowa pieśni powstałej w 1831r, w 40-tą rocznice Konstytucji 3 Maja napisał poeta Rajnold Suchodolski, na kilka dni przed swoja bohaterska śmiercią w Powstaniu Listopadowym. Obecnie obchodzimy 221 rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja, warto przypomnieć z tej okazji okoliczności jej uchwalenia.
W roku 1767 w Warszawie poseł rosyjski Repnin kazał porwać czterech polskich senatorów. Jak napisał w swoich pamiętnikach Julian Ursyn Niemcewicz „prawie z pośrodka sejmujących Stanów i wywieść w głąb Rosyi /Rosji/ za to, iż ośmielili się sprzeciwić woli północnej carycy”. W całym kraju wywołało to wielkie wzburzenie.
Stało się to już za rządów Stanisława Augusta Poniatowskiego ostatniego króla polskiego, wybranego przez carycę rosyjską Katarzynę II. Postarała się o osadzenie na tronie polskim powolnego sobie człowieka, miało to przeszkodzić usiłowaniom Stronnictwa Czartoryskich, przeprowadzenia „zbawiennej poprawy praw i rządów Rzeczypospolitej”.
Katarzyna II w 1772 roku wspierając się siłą rosyjskich żołnierzy zdołała doprowadzić do częściowego spełnienia swoich życzeń, to jest do dokonania pierwszego rozbioru Polski. Akt rozbiorowy dokonał się również dzięki współdziałaniu Prus i Austrii z „carycą północy”.
Niestety wielki w tym udział mieli sami Polacy.
Magnateria swoimi działaniami dążyła wyłącznie do umacniania swojej pozycji i powiększania swoich majątków. Los ojczyzny był jej zupełnie obojętny. Obowiązująca w sejmie zasada „liberum veto”, pozwalająca na zrywanie obrad sejmowych sprzyjała anarchii. Na dodatek wielu posłów było na „pensjach” obcych dworów; pruskiego czy rosyjskiego.
W takich to okolicznościach grupa polskich patriotów przypuściła szturm do ratowania Rzeczpospolitej. Wydawał się on od początku straceńczy, jego jednak efekt mimo, że nie uratował naszej ojczyzny, okazał się wielkim dziełem.
W końcu lat osiemdziesiątych XVIII w na scenę polityczną w Polsce i w Wielkim Księstwie Litewskim wstępowało nowe pokolenie, wykształcone w lepszych szkołach, oczytane w zachodniej i polskiej literaturze, nieliczne może, ale duszące się w polskim zaścianku.
Symbolem budzącego się patriotyzmu, było odsłonięcie pomnika Jana III Sobieskiego w Warszawie.
Wielki podmuch, „rwący potok" miał zmieść z powierzchni słabą budowlę polityczną - „prorosyjski system polityczny" Stanisława Augusta Poniatowskiego, budowany z mozołem, 24 lata, przy wsparciu carycy Katarzyny II.
Ogromne zainteresowanie i żywą dyskusję wywołało ukazanie się w roku 1787, napisanej przez pewnego mieszczanina Stanisława Staszica, książki pod tytułem Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego, kanclerza i hetmana w.k. do dzisiejszego stanu Rzeczypospolitej Polskiej przystosowane. W 1788 r. zaczęły się ukazywać rewelacyjne w treści reformatorskiej, programowej i teoretycznej „listy” Hugona Kołłątaja Do Stanisława Małachowskiego, referendarza koronnego. 0 przyszłym sejmie Anonima listów kilka. Te publikacje miały obudzić sumienia Polaków. To w nich pojawiło się słowo „naród", które zaczynało oznaczać szerszą wspólnotę, złożoną już nie z samej szlachty.
Historyczny Sejm Wielki otwarto 7 października 1788 r. i skonfederowano /nie obowiązywała zasada liberum veto”/ w atmosferze dawno nie spotykanych w Warszawie nastrojów patriotycznych. Rzec by można, że kraj „oddychał wolnością".
W sposób zupełnie nieoczekiwany, niejako z dnia na dzień państwo stało się niepodległe (przynajmniej na pozór) i po latach upokorzeń władne stanowić o swoim dalszym losie. Marszałkiem konfederacji został referendarz koronny Stanisław Małachowski, marszałkiem litewskim Kazimierz Nestor Sapieha.
W czerwcu 1788 r. Izabela Lubomirska, jej brat Adam Czartoryski, Ignacy Potocki oraz Julian Ursyn Niemcewicz, a także pewien zdolny ksiądz, Włoch Scipio-ne Piattoli /który odegra jeszcze niemałą rolę w dalszych wydarzeniach/, pojechali na „patriotyczne wakacje” do Pyrmontu. Takie były początki drogi do majowej konstytucji.
Zupełnie niezależnie od tych inicjatyw, w kraju zawiązała się inna antyrosyjska „grupa przyjaciół”. Jej duszą był wybitnie utalentowany i bardzo ambitny ksiądz, referendarz koronny, reformator Akademii Krakowskiej, Hugo Kołłątaj. Potem do tego grona został wciągnięty przez Kołłątaja, Stanisław Małachowski, kandydat na marszałka sejmu. Dołączył do niej blisko związany o z królem zarządca jego dóbr i skarbu Tomasz Ostrowski.
Latem 1788 r. powstała więc tak zwana partia „dobrze myślących” aby polityczne tło uzupełnić należy wspomnieć o bardzo silnej konserwatywnej opozycji magnackiej na czele z Ksawerym Branickim, Sewerynem Rzewuskim i Szczęsnym Potocki /przyszli targowiczanie/. W ich politycznym programie było powołanie „republiki magnackiej” w sojuszu z Rosją.
Sejm wyłonił specjalną komisję, tzw. Deputację do Poprawy Formy Rządu, która miała opracować projekt reformy ustroju państwowego.
Po wyborach w r. 1790 sejm obradujący w podwójnym składzie, z wzmocnionym liczebnie stronnictwem reform, począł intensywnie przygotowywać reformę ustroju.
Wstępnym etapem było Prawo o sejmikach (24 III 1791), pozbawiające praw politycznych szlachtę bezrolną jako klientelę magnacką i wprowadzające zasadę głosowania większością.
Dnia 18 kwietnia 1791 r. uchwalono Prawo o miastach królewskich. Zapewniało ono mieszczanom miast królewskich przywilej nietykalności osobistej i majątkowej (neminem captivabimus).Przyznawało prawo nabywania i dziedziczenia dóbr ziemskich, dostęp do godności duchownych, urzędów cywilnych i stopni oficerskich oraz rozległy samorząd.
Mieszczanie mieli prawo wysyłać na sejm 24 przedstawicieli, zwanych plenipotentami z głosem doradczym. W wyniku uchwalenia Prawa o miastach zacieśnił się sojusz między postępową szlachtą i bogatym mieszczaństwem, wzrósł udział miast w walce o zachowanie niepodległości. Patriotyczne nastroje uzupełniały pisane na gorąco patriotyczne satyry i paszkwile, często pióra ukrytego za anonimem utalentowanego przyjaciela Kołłątaja, Franciszka Zabłockiego. Krążące wówczas po Warszawie i kraju, były groźną bronią polityczną, podobnie jak satyryczne rysunki „królewskich pieczeniarzy". Złośliwe rysunki dotknęły i majestat, przedstawiając króla jadącego w karecie powożonej przez ambasadora rosyjskiego Ottona Stackelberga.
Przez cały czas prace ustawodawcze toczyły się dwoma torami: tajnych prac nad konstytucją i jawnych prac w sejmie.
Prace konstytucyjne musiały zostać podjęte na nowo kiedy okazało się, że projekt poprawiany przez wiele osób, głównie przez marszałka Stanisława Małachowskiego, Hugo Kołłątaja i Ignacego Potockiego, został bardzo mocno pokreślony. Polecono referendarzowi koronnemu Kołłątajowi szybkie opracowanie nowej wersji. Kołłątajowską wersje, dyskutowaną jeszcze i poprawiana w szerszym gronie (podobno poprawki wnoszono jeszcze 3 maja rano) przyjęto jako podstawę Ustawy Rządowej.
Powtórzmy za Emanuelem Rostworowskim – „konstytucja wprowadzona na sejm 3 maja nie była aktem jednorazowym, płodem jednej ręki i jednej głowy, ale dziełem „«wielkiej czwórki» projektodawców". Wypadnie tu wymienić Stanisława Augusta, Ignacego Potockiego, Hugona Kołłątaja i Stanisława Małachowskiego, chociaż o kolejność nazwisk można by się spierać. Ważny był również udział w całym dziele Scypiona Piattolego jako pomysłodawcy, redaktora i osoby, która starała się o kompromis między koncepcjami króla i Ignacego Potockiego.
Król, chociaż sam się dziwił swojej determinacji, nareszcie stanął po stronie „narodu".
Nie było w pełni prawdą, że dyskrecja dotycząca tajnych prac została zachowana do końca, bo na kilka dni przed planowanym wniesieniem projektu Ustawy Rządowej na sejm „sekret przeciekł". August Goltz, ambasador pruski, 1 maja 1791 pisał do Berlina, że dowiedział się o planowanym przewrocie i że znają go także stronnicy Rosji.
Dlatego właśnie, że sekret przestał być sekretem, przyspieszono termin wniesienia projektu konstytucji na sejm z 5 na dzień 3 maja.
A jednak dzień 3 maja 1791 był zaskoczeniem dla kraju i całej Europy.
Trudne sesje sejmu, burzliwe dyskusje nad prawem o sejmikach i prawem miejskim, stały się dowodem, że nową ustawę rządową wprowadzić można tylko przy użyciu środków nadzwyczajnych. Miał to być więc rodzaj zamachu stanu, „łagodna rewolucja", ale wsparta przez umyślnie zorganizowane mieszczaństwo Warszawy i gwardie królewską.
Już w kwietniu rozsyłano listy do zaufanych tylko posłów, aby po świętach wielkanocnych rychło wracali do Warszawy, jak pisał król do jednego z nich, „bez zwłoki, bowiem najważniejsze przybliżają się materie. Więcej nie powiem, bo więcej nie trzeba". Był to jeden z wielu podobnych listów pisanych przez „kierowników akcji", w tym marszałka Małachowskiego i króla. Liczono, że posłowie opozycji po 24 kwietnia, czyli po świętach, nie powrócą tak szybko do Warszawy, a „swoi" na wezwanie stawią się w sejmie.
2 maja polecono Tadeuszowi Matuszewiczowi, członkowi Deputacji Interesów Zagranicznych, przygotować alarmującą relację o sytuacji międzynarodowej i zagrożeniu Rzeczypospolitej. Dla zachowania pozorów legalności po południu 2 maja w szerszym gronie, w Pałacu Radziwiłłowskim, odczytano publicznie projekt konstytucji. Potem w pałacu marszałka Małachowskiego, /a właściwie do ostatniej chwili przed sesją 3 maja/, zbierano podpisy pod tak zwaną Asekuracją - podpisujący zobowiązywali się poprzeć projekt w sejmie. W nocy 2/3 maja 1791 nie spał zapewne ani król, ani nikt „ze spiskowych". I nic dziwnego następnego dnia w sejmie zasiadły wprawdzie tylko 182 osoby (na 513 należących do składu sejmu), ale „asekurujący" i tak stanowili zaledwie ok. 46% zgromadzonych. Od rana Zamek został otoczony oddziałami wojskowymi, książę Józef Poniatowski z kilkoma oficerami zajął miejsce w pobliżu króla. Podwórzec zamkowy i okolice Zamku wypełniły tłumy mieszczan, cechy z chorągwiami, gromady pospólstwa. Istnieją poszlaki, że tak jak wzywano zaufanych posłów sejmowych, tak też wezwano do Warszawy delegatów miast królewskich. Zgromadzenie mieszczan miało stanowić grupę nacisku na opozycję sejmową i stworzyć ową niecodzienną atmosferę, która od rana towarzyszyła sesji sejmowej. Było to zaplecze przygotowane przez Kołłątaja i politycznych działaczy. Wokół Zamku i w sejmie rozgrywała się można by rzec „prawdziwa drama narodowa” przygotowana przez polskich patriotów.
Zgodnie ze scenariuszem po otworzeniu obrad przez Marszałka Stanisława Małachowskiego miano odczytać alarmujące depesze zagraniczne. Widzowie dramy nie chcieli być bierni i nim do odczytywania depesz doszło zerwał się Jan Suchorzewski poseł kaliski krzycząc, że zgotowano spisek na zgubę wolności. Musiano go uspokoić by Tadeusz Matuszewicz mógł odczytać dramatyczne depesze. Po skończeniu ich odczytywania zapadła wręcz grobowa cisza /efekt grozy został osiągnięty/ którą przerwał Ignacy Potocki. Wskazał na króla jako ojca ojczyzny „albowiem jest wyższy nad innych osobistymi rozumu i nauki cnotami. Twojego światła, twojej cnoty wzywam, Najjaśniejszy Panie, abyś nam odkrył ... widoki twoje ku ratunkowi ojczyzny. Ty do tej usługi pierwsze masz prawo, chęć i zdolność niewątpliwą ... Dozwól, wielki Boże, abyśmy dobro Rzeczypospolitej ustanowili, a do nieprzyjaźni osobistych nigdy nie wracali".
Te słowa Ignacego Potockiego jak i późniejsza mowa króla miała wywołać podniosły nastrój w Sali sejmowej. Król zakończył swą mowę wezwaniem: Doprowadź więc, godny marszałku sejmowy, dzieło dzisiejsze do końca, abym wiedział, czyli dzień dzisiejszy mam kłaść między szczęśliwymi, czyli też zapłakać nad ojczyzną moją. Tak zaczęła się ta historyczna sesja, która trwała od 11 rano do 6 po południu. Długość obrad świadczy, że nie wszystko układało się pomyślnie. Na sali sejmowej pojawiały się momenty zwątpienia nawet wśród samych twórców Ustawy Rządowej. Finał był jednak bardzo pomyślny i wręcz zaskakujący w swojej gwałtowności. „Wtedy senat i wszyscy prawie posłowie, z miejsc swoich ruszywszy na środek izby, prosili najgoręcej króla, aby swą przysięgą ową konstytucją utwierdzić raczył". Wedle oficjalnego diariusza „zgoda już nie po trzykroć, ale po tysiąc razy powtórzona była". Okrzyki „wiwat król, wiwat nowa konstytucja" powtarzał tłum na dziedzińcu zamkowym. Król stanął na krześle i w tłumie otaczających go posłów z ręką na Ewangelii powtarzał słowa przysięgi za biskupem krakowskim Feliksem Turskim. Po czym hurmem ruszono do kościoła, gdzie opierającego się Kazimierza Nestora Sapiehę, marszałka sejmu, zawlókł siłą potężnie zbudowany adiutant króla. Tam złożyli przysięgę marszałkowie sejmowi, a potem wszyscy zgromadzeni. Nim przebrzmiało Te Deum laudamus, Konstytucja stała się narodowym sacrum. Radość była ogromna cieszyli się nie tylko twórcy Konstytucji 3 maja ale i wielu innych ludzi, podobno do późnej nocy członkowie cechów warszawskich chodzili po ulicach wołając „wiwat sukcesyja".
Tak więc po dwu i pół roku trudnego i burzliwego sejmowania Rzeczpospolita miała konstytucję. Była to pierwsza konstytucja w Europie i druga na świecie po Stanach Zjednoczonych.
Narodziła się niezwykła ustawa - Konstytucja 3 Maja - do której nawiązywały pokolenia Polaków zarówno pod zaborami, jak i w Polsce odrodzonej. Dzieło determinacji zwolenników „naprawy Rzeczypospolitej" zyskało niezwykle pochlebne oceny wśród oświeconej warstwy społeczeństw innych krajów. Wydawało się, że najjaśniejsza nasza ojczyzna została uratowana. Konstytucja 3 maja miała być takim „siewem”, który mógł przynieść plon obfity, niestety nie przyniósł bo siew był zbyt spóźniony!
Na koniec coś o pochodzeniu święta.
Dzień św. Stanisława męczennika, patrona Korony Polskiej, ustanowiono dniem uroczystym dla obecnych i przyszłych pokoleń już w roku uchwalenia konstytucji. Był to hołd złożony królowi, a zarazem połączenie państwowego i kościelnego święta. Jak wiadomo, papież Pius VI wyraził potem zgodę na przeniesienie dnia św. Stanisława na 3 maja, aby pierwszą rocznicę uchwalenia Konstytucji powiązać z dniem imienin królewskich.
Święto 3 maja było bardzo uroczyście obchodzone w okresie dwudziestolecia międzywojennego.
12 października 1923 Kongregacja Obrzędów wyznaczyła święto Matki Bożej Królowej Polski na 3 maja.
Papież Pius XI w roku 1925 rozszerzył święto NMP Królowej Polski na wszystkie diecezje w Polsce.
W roku 1926 pielgrzymka polskich kobiet w podzięce za "Cud nad Wisłą" ofiarowała Matce Bożej na Jasnej Górze berło i jabłko, jako znak królewskiej godności.
Autor: Kazimierz Pasiut
Opis grafiki :
* Matka Boża Nadziei, obraz brata Felicissimusa z kościoła Franciszkanów w Gdyni;
** kartka z "Płomyka" 1933 r.