Wypowiedzi kapitana Tadeusza Semika, dowódcy obrony
„Braków i niedociągnięć było wiele. Przede wszystkim nie było zaprojektowanych pancernych wież obrotowych. Starano się temu zaradzić kładąc na wierzchu fortów worki z piaskiem, ale jak się później okazało, niewiele to pomogło. Forty były pozbawione łączność, nie było rakiet sygnalizacyjnych, wyloty luf dział, działek przeciwpancernych i ciężkich karabinów maszynowych nie miały osłon pancernych bocznych. Schrony nie miały oświetlenia. Na każdy przypadała jedynie jedna mała kuchenna lampa naftowa z litrem nafty w zapasie. Z powodu braku jakichkolwiek urządzeń wodnych byliśmy zmuszeni wypożyczyć od okolicznych mieszkańców beczki, cebrzyki i konewki do których nalaliśmy wody"
„Mimo tych wielu braków i niedostatków, które jak każdy łatwo zrozumie, skazywały z góry naszą obronę na niepowodzenie, podjęliśmy walkę wychodząc z założenia, że trzeba się bić w takich warunkach, jakie nam los przydzielił”
„Ostatni raz zjedliśmy ciepły posiłek 1 września 1939 roku z kuchni polowej batalionu „Brezwecz", a jedliśmy go już pod ogniem artylerii i lotnictwa nieprzyjacielskiego. Poza tym dano nam jako zapas na jednego żołnierza po 10 dkg sucharów i po 8 kostek kawy konserwowej ".
Ostatnie godziny walk obronnych
3 września na ranem Niemcom udało się wsunąć w szczelinę fortu „Włóczęga" silny ładunek wybuchowy.
„Detonacja podrzuca ruiny blokhauzu do góry, a równocześnie, ziemia otaczająca blokhauz wylatuje w powietrze" - wspomina niemiecki żołnierz, jeden z uczestników ataku na fort w wydanej w Monachium w 1940 roku książce „Wir Zogen gegen Polen". „Dopiero wtedy wychodzą: 8 ludzi pod. dowództwem podporucznika, wszyscy Czarni jak pudle. Czterech ludzi, a wiec trzecia część zginęła w obronie blokhauzu. Pozostali przy życiu prawie ślepi, oczy zasypane gruzem. Alei dzielne chłopy, polskie oddziały wyborowe....".
List gen. Mieczysława Boruty-Spiechowicza do Tadeusza Semika
„Drogi Panie Pułkowniku! Gdy 31 sierpnia 1939 roku inspekcjonowałem Pana odcinek pod Węgierską Górką, pożegnałem Pana ciepłymi słowami zachęty i życzeniami szczęścia w boju. Zrobiłem to dlatego, ponieważ zdawałem sobie spranie, jakim ofiarnym posterunkiem była Węgierska Górka. (...) Nie jest rzeczą łatwą dla żołnierza pogodzić się z myślą, iż trzeba się poświecić i oddać życie na początku wojny lub w najlepszym razie zakończyć swój żołnierski wysiłek niewolą. Żołnierze Wigierskiej Górki wyciągnęli „zły los" i wypełnili zadanie z godnością i honorem...."
Tekst i zdjęcia: Kazimierz Pasiut