Publikujemy wywiad z Anną T. Pietraszek (wiceprezes ZG KSD) dot. bardzo trudnej sytuacji Fundacji Golgota Wschodu, założonej przez wieloletniego Przyjaciela Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy śp. ks. prał. Zdzisława Jastrzębiec Peszkowskiego.
Z Anną Pietraszek, reżyserem, członkiem Fundacji Golgota Wschodu, rozmawia Izabela Kozłowska (Nasz Dziennik).
Fundacji Golgota Wschodu grozi upadłość. Skąd się wzięły te problemy?
- W październiku 2007 roku zmarł założyciel Fundacji - ks. prałat Zdzisław Peszkowski, co spowodowało, że trzeba było brnąć w formalnych sprawach spadkowych. Musieliśmy też znaleźć nową siedzibę dla Fundacji Golgota Wschodu, następnie wszystko przenieść. Były to straszne kłopoty, szczególnie finansowe. Kiedy Fundacja zaczęła się na nowo konstytuować, zginęła w katastrofie smoleńskiej pani Teresa Walewska, profesor Politechniki Warszawskiej, członek Fundacji. Była ona najbardziej żywiołową organizatorką. W chwili jej śmierci wiele dokumentów znajdowało się w jej mieszkaniu, a wiadomo - w tamtym okresie rodzina nie miała głowy, by zajmować się nimi. Teraz wszystko się unormowało. Tak więc nasza Fundacja przeszła jakby dwa trzęsienia ziemi. Mamy siedzibę na Starym Mieście w Warszawie, na tyłach katedry, gdzie bardzo pięknie odtworzyliśmy mieszkanie śp. ks. Peszkowskiego. Znajduje się w nim jego księgozbiór, wszystkie bezcenne pamiątki. Niestety czynsz jest bardzo duży i raczej nie ma żadnych szans, by uznano tę siedzibę za dobro kultury i zdjęto z nas opłatę.
Rozważają Państwo zmianę lokalu?
- Owszem, gdybyśmy otrzymali jakąś korzystną lokalizację, na lepszych warunkach i w łatwo dostępnym dla społeczeństwa punkcie, to moglibyśmy zmienić obecną siedzibę. Mamy jednak nadzieję, że uda się wywalczyć jakiś upust u władz miejskich. Przeprowadzka pociągnęłaby za sobą znowu ogromne koszty i oddaliła nas od odwiedzających...
Ile miesięcznie kosztuje utrzymanie Fundacji? Skąd pochodzą środki?
- Przede wszystkim od sponsorów i dobrych ludzi. Sami próbujemy w jakiś sposób wypracowywać gremia osób, które są z nami, naszych przyjaciół. Dlatego zachęcamy wszystkich do współpracy. Miesięcznie potrzebujemy ok. 5 tys. zł. Te środki absolutnie rozwiązywałyby nasze problemy.
Jakie działania są podejmowane, by Fundacja Golgota Wschodu nie została zapomniana?
- Chwytamy się różnych pomysłów. 7 października br. odbędzie się bardzo uroczysty Apel Jasnogórski w intencji Golgoty Wschodu, tych, którzy zostali dotknięci cierpieniami zsyłek. Jednocześnie chcemy upamiętnić rocznicę śmierci ks. prałata Peszkowskiego. Przypomnimy jego postać. Chcemy dotrzeć do jak największej liczby osób, by uzmysłowiły sobie niezwykłość postaci ks. Peszkowskiego, który był pierwszym w powojennej Polsce głoszącym publicznie „Apel pojednania i przebaczenia” do Rosjan i całego świata. Miało to miejsce na terenie Lasu Katyńskiego w 1995 roku. Wydarzenie to było transmitowane satelitarnie, dzięki czemu kilkadziesiąt milionów osób miało możliwość jego obejrzenia. Postać ks. prałata Peszkowskiego jest celowo odsuwana w zapomnienie, a nawet pamięć o nim jest burzona, wręcz zakłamywana, szargana. Przypisywane mu są jakieś niedobre elementy życiorysu, które są nieprawdą, dokumenty IPN jednoznacznie ukazują piękno i niespotykaną odwagę tej postaci.
Teraz, kiedy Fundacja stanęła znów na nogi, pojawiły się kolejne problemy. Chcielibyśmy rozprowadzić wiele książek o dużym nakładzie, które ksiądz prałat zdążył wydać za życia, a poświęconych Golgocie Wschodu. Niestety dużym problemem jest kolportaż, borykamy się także z ogromnymi problemami finansowymi, dlatego każdy sponsor jest dla nas dobrym aniołem.
Dlaczego tak ważne jest dla Polski, by Fundacja Golgota Wschodu przetrwała?
- Fundacja przede wszystkim ma bardzo ważne cele. Nie tylko upamiętnia osobę śp. ks. prałata Peszkowskiego, ocalałego cudem od śmierci z Katynia. Postaci, która nie bała się głosić prawdy o zbrodni katyńskiej i o Golgocie Wschodu. Przede wszystkim naszym celem jest edukacja, upowszechnianie informacji o tym, co Polska wycierpiała na Golgocie Wschodu. Chcemy docierać szczególnie do młodych pokoleń, których wiedza historyczna jest stale ograniczana. Podkreślamy, iż w momencie, kiedy patrzymy na Katyń, jest on jakby pryzmatem, przez który widać całą rozległą martyrologię Polski na Wschodzie. Katyń, Miednoje, Charków to są tysiące pomordowanych polskich oficerów. Pozwolono im z obozów wysyłać do rodzin kartki, co było celowym działaniem. W ten sposób NKWD uzyskało adresy do rodzin, bliskich i wszystkich osób powiązanych z naszymi oficerami. Wszystkie te osoby, całe wielopokoleniowe rodziny zostały zesłane na Sybir. Mówiąc "Katyń", widzimy ludobójstwo na polskich oficerach, co za tym jeszcze szło - jest przemilczane. Ta perwersja oszustwa bolszewickiego wykorzystująca jakiekolwiek informacje, szczególnie o bliskich pomordowanych oficerów, spowodowała masowe zsyłki. Prawie 2 mln ludzi cierpiało w tych strasznych zsyłkach na Wschód. Tylko niewielu z nich udało się powrócić do kraju, ci, którzy przeżyli w wielkim exodusie, przez Iran dotarli na Zachód. Wielu z nich nigdy nie powróciło do Ojczyzny. Byli skazani na wygnanie z Polski. Ci, którym udało się powrócić, narażeni byli całe życie na represje, postponowani społecznie...
Dziękuję za rozmowę.
Źródło Nasz Dziennik