Od 1978 roku dzień 16 października przypomina nam o wyborze na Stolicę Piotrową kardynała Karola Wojtyły, który jako papież obrał imię Jan Paweł II. Data ta łączy się ściśle z dniem 2.04.2005 r., kiedy to zakończył się ten niezwykły pontyfikat trwający 26 lat, 5 miesięcy i 16 dni. Był to pontyfikat bardzo bogaty w wydarzenia. Tym, co przeplatało te wydarzenia i całe ziemskie życie Błogosławionego było cierpienie fizyczne i duchowe. By pojąć jego głębię, zatrzymajmy się nad wydarzeniem, które miało miejsce 25 marca 2005 r. w Wielki Piątek. W rzymskim Koloseum trwało nabożeństwo Drogi krzyżowej. Przez 25 lat przewodniczył mu Jan Paweł II. Tym razem już tam być nie mógł, ale odprawiał Drogę krzyżową w swojej prywatnej kaplicy w Watykanie. Niezwykła była to droga. Siedząc obserwował na ekranie telewizora transmisję z Koloseum. Pod koniec zaś nabożeństwa, przy stacji ukrzyżowania Pana Jezusa, podano mu krzyż, a on ostatkiem sił przytulił go mocno do siebie. Wyjątkowy to był obraz. Krzyż przylgnął do Jana Pawła, a on przytulił się do krzyża. Świadkami tego było kilka osób obecnych w kaplicy i dwie płonące świece na ołtarzu. Jedna z nich jest dziś w limanowskim sanktuarium. Fotografie, na których umieszczono te chwile, należą do najbardziej znanych zdjęć z całego pontyfikatu. Ten piątek – Wielki Piątek – rozpoczął ostateczną agonię papieża. Świadectwo jakie dał umierający Jan Paweł II nazywane jest „piątą Ewangelią”. Z cierpienia i umierania nie czynił tajemnicy, ale radosne przejście do domu Ojca. Za tydzień od tego wydarzenia – 2 kwietnia, o godzinie 21.37 – nasz ukochany Ojciec św. odszedł do wieczności. Papieski fotograf Arturo Mari wspominał potem: „Kiedy papież dostał krucyfiks, przez jakiś czas patrzył na niego i rozmawiał z Chrystusem. Potem się na niego osunął, przycisnął go sobie do serca i do twarzy.”
Doświadczenia życia towarzyszyły przyszłemu papieżowi już od dzieciństwa. Gdy miał kilkanaście lat umarł mu starszy od niego o 14 lat brat Edmund, który był lekarzem w Bielsku Białej i zaraził się niosąc pomoc chorym. Wcześniej jeszcze marła mu mama – Emilia. Karol był wtedy w klasie drugiej i przygotowywał się do 1. Komunii św. Po tych wydarzeniach ojciec zabrał syna do Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie jest słynna Droga krzyżowa i cudowny obraz Matki Bożej i powierzył osierocone dziecko Maryi. Cierpienia dziecięcego serca wypowiedział Karol kilkanaście lat później w wierszu „Nad Twoją białą mogiłą”, w którym pisze: „Nad Twoją białą mogiła / Klęknąłem ze swoim smutkiem/ O jak to dawno już było/ jak się zdaje malutkiem./ Nad Twoją białą mogiłą./ O matko – zgasłe kochanie/ me usta szeptały bezsiłą/ daj wieczne odpoczywanie.”
18 lutego 1941 r., gdy 21-letni Karol wrócił po pracy w Solvayu do domu, zastał tam zmarłego ojca. Jakże boleśnie musiało to wyryć się w psychice tego młodego człowieka. Nagły zgon najbliższej i ostatniej osoby z rodziny. Trzeba było pochować ojca przy pomocy dobrych ludzi, i mimo czasu wojny radzić sobie samemu dalej. Pierwszy raz w szpitalu znalazł się Karol Wojtyła w 1944 r., po wypadku, w którym na ulicy Krakowa potrąciła go niemiecka ciężarówka. Przebywał wtedy w szpitalu 12 dni. Szczególnie bolesnym dla młodego Karola był czas wojny i cierpienia bliskich. Mimo tego pracował on i studiował, a potem wstąpił do Seminarium Duchownego. Trudnym doświadczeniem okresu powojennego był szalejący komunizm. To wtedy inwigilowano kardynała Wojtyłę, różniono go z Prymasem Tysiąclecia. Doznawał też upokorzeń, jak chociażby wtedy, gdy udał się do Czechosłowacji do Pragi na pogrzeb kardynała Berana. Wówczas to władze komunistyczne nie pozwoliły mu odprawić Mszy św. za zmarłego.
Zaszczyt godności papieskiej nałożył na Jana Pawła II nowe doświadczenia. Utrudnieniem był nawał obowiązków i odpowiedzialności oraz trud pielgrzymowania. Wrogowie Kościoła rozpoczęli też walkę z nowo wybranym papieżem. By go ośmieszyć, zaraz po wyborze w prasie zachodniej ukazała się np. karykatura jak to stoi jako Polak na beczce z piwem. Wielkim ciosem dla papieża związanego z Ojczyzną było wprowadzenie w Polsce stanu wojennego. Solidaryzując się z rodakami ojciec św. w Wigilię 1981 r. zapalił w oknie Watykanu świecę. Wcześniej 13 maja śmiercionośna kula miała go pozbawić życia. Ocalał cudem dzięki wstawiennictwu Matki Bożej z Fatimy. Niektórzy myśleli, że to spowoduje u niego kompleks i lęk przed ludźmi. Tymczasem po powrocie ze szpitala podjął tak jak wcześniej posługę pasterską. Gdy w 1983 r. miał przybyć do Polski, władze komunistyczne wyraziły zastrzeżenia co do tekstu jego przemówień. Jednak ojciec św. nie ustąpił, lecz realizował wezwanie św. Pawła, który pisał: „Głoś naukę, wykaż błąd, poucz, nastawaj w porę i nie w porę” (2Tm 4,2). W 1991 roku przybył do niby wolnej już Polski. Była wtedy propozycja, by po trudzie pielgrzymki pozostał na kilka dni wypoczynku w Tatrach. Niestety ówcześni decydenci oświadczyli, że Polski nie stać na to, by papież mógł pozostać w Ojczyźnie dłużej. Ośmieszano go wtedy i krytykowano tekst jego przemówień opartych na Dekalogu. Dano mu też do zrozumienia, że byłoby dobrze, gdyby wnet już tu nie przyjeżdżał. Było to wszystko dla niego bardzo bolesne. W 1994 r. znów zaczęto atakować papieża, by po ukończeniu 75 roku życia, przeszedł na emeryturę. Puszczono nawet wtedy w Rzymie plotkę, że już umarł. I te obelżywości znosił on mężnie i z wiarą. Powiedział, że „czas i okoliczności odejścia pozostawia do dyspozycji Jezusa Chrystusa”. Mimo choroby i dokuczliwości wieku, jak tylko mógł niósł Dobrą Nowinę wielu narodom. W sumie odbył 104 pielgrzymki zagraniczne i odwiedził 301 rzymskich parafii z posługą duszpasterską. Podróże te trwały 543 dni. Odwiedził 129 krajów, w tym 9 razy przybył do Polski. W czasie pontyfikatu Jan Paweł II przebywał dziesięciokrotnie w szpitalach, łącznie 150 dni. Przebywał w klinice Gemelli, którą po rezydencji w Castel Gandolfo nazywał „trzecim Watykanem”.
Na szczególną uwagę zasługuje stosunek Jana Pawła II do cierpienia i do cierpiących. Następnego dnia po wyborze na papieża wspomniał w przemówieniu o cierpiących. Udał się też zaraz, mimo, że zwyczaj na to nie pozwalał, do szpitala, by odwiedzić swojego przyjaciela kard. Andrzeja Marii Deskura, który miał udar mózgu. Chorych nazywał najdroższą cząstką Kościoła. Za nich się modlił, a w czasie pielgrzymek spotykał z nimi. Sam przebywając w szpitalu odwiedzał innych chorych i był bardzo wdzięczny personelowi. Swoje cierpienia poczytywał sobie za łaskę. W cierpieniu był mężny. Świadczy o tym chociażby następujące zdarzenie. Gdy pewnego razu udawał się na audiencję i wsiadał do samochodu, ktoś nieopatrznie zatrzasnął drzwi i przyciął mu palec. Ranny palec zaopatrzono i mimo bólu audiencja z niewielkim opóźnieniem odbyła się. W 1984 r., a więc niedługo po zamachu ogłosił list apostolski o chrześcijańskim sensie cierpienia zatytułowany „Salvifici doloris”. Uczy w nim, by cierpienie przyjąć, zaakceptować i przemienić. Pisał, że „Chrystus nauczył człowieka świadczyć dobro cierpieniem oraz świadczyć dobro cierpiącemu”. W 1992 r. ustanowił Światowy Dzień Chorego we wspomnienie Matki Bożej z Lourdes (11.02). Przy tej okazji po raz kolejny podkreślał, że chorzy są szczególnym darem dla Kościoła i prosił, by ofiarowali swe cierpienia za Kościół. Ostatnią też ziemską pielgrzymkę odbył właśnie do Lourdes, w sierpniu 2004 r. z okazji 150 rocznicy ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu NMP. W przejmujący sposób wyraził wtedy naocznie solidarność z chorymi i zaapelował o poszanowanie dla człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci.
Doświadczony niedołężnością i starością w 1999 r. (miał 79 lat) napisał list do ludzi w podeszłym wieku, wykazując w nim, że jest to okres mądrości i błogosławieństwa Bożego. Ostrzega w nim, by nie lekceważyć chorych i starszych, a także nie uważać ich za ludzi nieprzydatnych społecznie. Do starości i odejścia z tego świata wciąż się przygotowywał, dlatego w 1979 r., zanim został papieżem, zaczął pisać testament, który kilkakrotnie uzupełniał w czasie corocznych rekolekcji wielkopostnych. Odejście z tego świata przeczuwał, dlatego przebywając w Polsce – w 2002 r. – pożegnał się z Ojczyzną, zawierzył Polskę i cały świat Chrystusowi Miłosiernemu i Matce Bożej Kalwaryjskiej. Ostatnimi sowami na polskiej ziemi było zdanie: „Żal odjeżdżać”…..
Bł. Jan Paweł II nie marnował cierpienia. Lubił, żeby w czasie choroby czytano mu religijne książki, a gdy nie był w stanie tego czynić sam, to prosił, by mu czytał ktoś inny. Nigdy też nie rozstawał się z Eucharystią. Kiedy zaś nie mógł jej celebrować sam, wówczas przewodniczył jej przy jego łóżku inny kapłan. Gdy był w śmiertelnej agonii, a dowiedział się, że na Placu św. Piotra jest dużo modlących się ludzi, słabnącym głosem powiedział: „Szukałem was, a teraz wy przyszliście do mnie”. A potem cichutko wyszeptał: „Pozwólcie mi odejść do domu ojca”. I tak odszedł. Przeżył 84 lata, 10 miesięcy i 15 dni.
Za szczególną łaskę poczytuję sobie to, że kilkakrotnie dane mi było być bardzo blisko bł. Jana Pawła i patrzeć na tajemnicę jego cierpienia. A oto niektóre z tych spotkań. W październiku 1994 r. wraz z pielgrzymką z Ludźmierza byłem w Rzymie. Był to czas, kiedy kilka miesięcy wcześniej ojciec św. upadł i musiał przejść operację oraz wymianę stawu biodrowego. Operacja udała się częściowo, ale ojciec św. nie chciał czynić lekarzom z Kliniki Gemelli przykrości i nie zgodził się na powtórny zabieg. Mimo rehabilitacji i rekonwalescencji, utykał już odtąd na nogę; chodzenie sprawiało mu wielki trud i musiał używać laski. W czasie wspomnianej pielgrzymki byliśmy na audiencji w Sali Klementyńskiej Pałacu Apostolskiego. Ubrani po góralsku pielgrzymi oczekiwali na papieża. Gdy otwarły się drzwi apartamentu papieskiego wszyscy gromkim głosem zaśpiewali: „Sto lat, niech żyje nam”. Ponieważ stałem z boku grupy pielgrzymkowej, przechodzący papież zatrzymał się, ujął mnie za rękę i powiedział: „Śpiewają mi sto lat, a ja poruszam się z trudem”. Podczas tego spotkania absolutnie jednak nie dał poznać, że jest bardzo cierpiący, lecz rozmawiał i promieniował spokojem i radością. Dane mi też było kilkakrotnie koncelebrować z nim Mszę św. w jego watykańskiej kaplicy. Jakże pełne skupienia i długie było jego przygotowanie i dziękczynienie po Eucharystii. W czasie zaś jej sprawowania widać było, jak w głębi serca łączy się z cierpiącym Chrystusem. Kilka też razy dostąpiłem daru spożycia z nim obiadu w papieskiej jadalni. Z jednej strony było to niezwykłe wyróżnienie, a z drugiej przechodziły mnie ciarki, gdy uświadomiłem sobie gdzie i z kim przebywam tak blisko. Kamerdyner przywoził go wtedy na wózku inwalidzkim w formie krzesła do stołu w jadalni papieskiej. Przy stole mogło zasiąść 8 osób. Po modlitwie ojca św. rozpoczynał się posiłek. Na talerzu podawano mu pokrojone drobno danie, które spożywał powoli. Przyjmował też leki. W czasie posiłku więcej słuchał niż mówił, ale każde wypowiedziane słowo było głębokie i godne do zastanowienia. Niekiedy też żartował. Serdeczny był jego wzrok, którym wpatrywał się z Bożą miłością w serce rozmówcy. Posiłek taki trwał około godziny i kończył się modlitwą. Gdy w grudniu 2003 r. zwierzyłem się mu, że moja rodzona siostra od kilkunastu lat choruje na nowotwór, a teraz choroba się wzmaga, pocieszył mnie, obiecał modlitwę i pobłogosławił. Za rok (2004) w czasie pielgrzymki grudniowej z góralami, dostąpiłem także łaski zasiąść do stołu z Janem Pawłem II. Było to kilka miesięcy przed jego odejściem do Domu Ojca. Mimo starości i postępującej choroby nie izolował się od ludzi i nie zamykał przed nimi, ale miał szeroko otwarte serce dla Boga i człowieka. Zauważyłem też jak rodzinne i budujące były relacje między ojcem św., a jego sekretarzami – ks. bpem Stanisławem Dziwiszem i ks. prałatem Mieczysławem Mokrzyckim oraz posługującymi tam siostrami sercankami.
Dla każdego człowieka w chorobie i cierpieniu, niezależnie od wieku i rodzaju dolegliwości bł. Jan Paweł II jest wzorem przeżywania tych doświadczeń, a wyniesiony na ołtarze jest naszym umocnieniem. Wpatrzeni w niego podejmujmy mężnie apostolstwo cierpienia. Przyzywajmy wstawiennictwa bł. Jana Pawła II wezwaniami litanii ku jego czci, a odnoszącymi się do cierpienia:„Wytrwały Uczestniku cierpień Chrystusowych,
Dobry Samarytaninie dla cierpiących,
Wsparcie dla ludzi starszych i samotnych,
Wytrwały w cierpieniu.
Módl się za nami”.
Autor: Ks. Stanisław Wojcieszak