Węgierskie dary dla Jabłońca

Poniedziałkowe upalne przedpołudnie, 20 maja 2013 roku. Cmentarz wojenny nr 368 na Jabłońcu, leżący w Okręgu X, zwanym Limanowskim,   Oddziału Grobów Wojennych C. i K. Komendantury Wojskowej w Krakowie. W oczekiwaniu na wizytę licznej, bo czterdziestoosobowej, grupy węgierskich miłośników i pasjonatów historii, bratnich dusz w odkrywaniu i popularyzowaniu historii,  członków Towarzystwa Przyjaciół Isonzó na czele z Panem dr Bedécs Gyuli. Isonzo to w wielkim uproszczeniu część frontu włoskiego, gdzie w latach 1915 – 1917 stoczono dwanaście bitew. Dyslokowane były tam pułki z frontu galicyjskiego; walczyły tam regimenty „polskie”, rekrutujące się z żołnierzy narodowości polskiej z Galicji; wykrwawiały się tam również pułki węgierskie. 
Tradycją się już stało, że na jabłonieckie uroczystości niebiosa zsyłają piękną pogodę. Bez wątpienia to znak, że tam, w górze, dusze nieustraszonych wojowników - poległych i pochowanych tutaj - darzą nas sympatią.
   Już od rana po jabłonieckim wzgórzu krzątają się członkowie i sympatycy LGRH - Inicjatywa Obywatelska, czyniąc ostatnie przygotowania do przyjęcia gości  - bratanków Madziarów. Mocują flagi w barwach narodowych Węgier i Polski, usuwają śmieci po weekendowych pseudoturystach, zapalają znicze. O godz. 9.30 na Jabłoniec przybywają: Burmistrz Miasta Limanowa Pan Władysław Bieda, Zastępca Burmistrza Pan Wacław Zoń,  w towarzystwie Pani Jolanty Szyler, Dyrektor Wydziału Promocji, Kultury, Sportu i Turystyki, by zlustrować stan przygotowań do uroczystości. W międzyczasie rekonstruktorzy sprawnie dociążają się dziesiątkami kilogramów umundurowania, ekwipunku i uzbrojenia. 
No cóż, wojaczka – nawet taka „na niby” – to piekielnie trudne i męczące zajęcie. Tak na marginesie, łączna waga umundurowania, ekwipunku wraz z uzbrojeniem żołnierza monarchii austro-węgierskiej to przeszło 28 kg!
   Punktualnie o godz. 10.00 podjeżdża autokar z oczekiwanymi gośćmi. Przybyłych Węgrów wita Gospodarz Miasta Limanowa, Burmistrz wraz z Zastępcą. Obecność najwyższych władz magistrackich nadaje spotkaniu wysoką rangę. Przed kaplicą – mauzoleum w karnym zwartym szyku staje drużyna LGRH. Madziarzy nie skrywają zdziwienia i zaskoczenia widokiem przystojnych wojaków, w tym huzarów w charakterystycznych barwnych strojach, czerwonych portkach, złotych szamerunkach i czakach z kitami z końskiego włosia.
Oj, trzaskają migawki aparatów i błyskają flesze. Następuje oficjalna część spotkania z przemówieniami Burmistrza i przedstawicieli delegacji węgierskiej. Następnie jeden z Madziarów, akompaniując sobie na akordeonie, intonuje starą żołnierską pieśń węgierską o huzarach strzegących Bram Karpat, czyli przełęczy wiodących na Górne Węgry, a dalej na Nizinę Węgierską. Oczywiście, nie może też zabraknąć hymnu węgierskiego. Na skwerze przed kaplicą dumnie łopoce na wietrze czerwono-biało-zielona flaga z herbem Węgier. Obok biało-czerwone flagi z orłem w koronie. Węgierscy huzarzy i polscy legioniści Józefa Piłsudskiego, ramię w ramię, jak w pamiętnym roku 1914, tu, w Galicji. Polsko-węgierskie braterstwo broni i odwieczna przyjaźń miedzy naszymi narodami znów materializują się w to majowe przedpołudnie, na ziemi uświęconej węgierską krwią.
   Bariera językowa w oficjalnej części przełamywana jest drogą dwuetapowego tłumaczenia, z języka polskiego na angielski, i dalej na węgierski.  Węgrzy wnoszą na cmentarz dwie tablice sporych rozmiarów poświęcone głównie pułkownikowi Othmarowi Muhrowi, zatytułowane: Bohater jednaj przełomowej bitwy. Jedna w języku węgierskim, druga w języku polskim. Jest tam również mowa o cesarsko-królewskich huzarach 9. regimentu grafa  Nádasdy’ego z Sopronia (Ödenburg), którym to oberst Muhr dowodził podczas szturmu Jabłońca. Jak wynika z rozmów z uczestnikami delegacji, spora ich część pochodzi z tego miasta; inni z Budapesztu, Győr. Na prośbę strony węgierskiej tablice te mają być umieszczone przy cmentarzu. 
   W części nieoficjalnej prowadzone są miłe rozmowy między Polakami i Węgrami. Trochę po niemiecku, trochę po rosyjsku (szczególnie ci nieco już w wiekiem zaawansowani, jak ja, co się tego pięknego języka Puszkina i Lermontowa w szkole uczyli). Młodsi wykazują się znajomością modnej dzisiaj angielszczyzny. Pozowanie do wspólnych fotografii, wymiana adresów e-mailowych, prezentacja żołnierskiego ekwipunku i uzbrojenia.  Sporym zainteresowaniem cieszy się, zaimprowizowana naprędce, skromna (z uwagi na ograniczoną powierzchnię wystawienniczą) wystawa pamiątek z epoki monarchii naddunajskiej. Z pięknej oryginalnej litografii spogląda ostatni Cesarz Austro-Węgier, Karol I Habsburg-Lotaryński,  z Bożej Łaski cesarz Austrii, apostolski król Węgier, król Czech, Dalmacji, Chorwacji, Slawonii, Galicji, Lodomerii i Ilyrii, król Jerozolimy etc, et., wyniesiony na ołtarze 3 października 2004 roku w Rzymie przez papieża Jana Pawła II.
Piękniejsza połowa delegacji węgierskiej bierze pod ręce dziarskich żołnierzy, pozując do pamiątkowych fotografii. Zwarty szyk drużyny rwie się. Szczególnym wzięciem cieszy się rosły sołdat imperialnej armii carskiej z 59. lubelskiego pułku piechoty, z 15. dywizji piechoty z Odessy, z 8. Armii gen. kawalerii Aleksieja Aleksiejewicza Brusiłowa.
Węgrzy zwiedzają cmentarz, palą znicze, składają wieńce na grobach. Po przeszło godzinnym pobycie Madziarzy opuszczają jabłonieckie wzgórze kierując się ku Gorlicom.
Uroczystość dobiega końca.
   Dziękuję Panu Burmistrzowi Władysławowi Biedzie, który wykazuje wielkie zrozumienie dla idei wykorzystania dziedzictwa Wielkiej Wojny i relacji polsko-węgierskich w promocji Limanowej, za zaproszenie grupy rekonstrukcyjnej do uświetnienia tej niewątpliwie udanej imprezy. To dla nas, rekonstruktorów, istotne moralne wsparcie i satysfakcja, rekompensująca nasz trud. Dziękuję także Panu Wacławowi Zoniowi, Zastępcy Burmistrza, za obecność na Jabłońcu i życzliwość. Słowa podziękowania kieruję do Asystenta Burmistrza, Pana Jerzego Mola oraz do Dyrektor Wydziału Promocji, Pani Jolanty Szyler, z którymi to w sposób rzeczowy i miły czynione są robocze ustalenia.
   Majowe spotkanie Polaków i Węgrów na Jabłońcu nie miałoby tak godnej oprawy, gdyby nie przeprowadzone wcześniej - dwuetapowe - prace porządkowe, w które zaangażowała się głównie młodzież szkolna i gimnazjalna z ZSS nr1 w Limanowej pod opieką Pani Dyrektor mgr Kazimiery Zięby i jej podwładnych: mgr Janusza Kądziołki, którego talentów organizacyjnych nie sposób nie docenić, i mgr Moniki Futiakiewicz. Należy dodać, iż Pani Dyrektor z wielkim zaangażowaniem wspiera inicjatywy i projekty LGRH i kładzie duży nacisk na wychowanie młodzieży w duchu umiłowania Ojczyzny. Chociaż nie mogli uczestniczyć w tym spotkaniu z uwagi na pracę i obowiązki służbowe, to wiem na pewno, że sercem byli z nami.  
   Szczególne słowa podziękowania kieruję do kolegów i przyjaciół – rekonstruktorów. Zawsze mogę liczyć na niezawodne stawiennictwo się rodziny Twarogów z ul. Grunwaldzkiej: Józefa, Jana, Tomasza, Władysława oraz Pawła Bąby. Wspierają mnie:
Kazimierz Pasiut, Marcin Kasiński, Marek Ziobrowski, Adam Lachcik, Maria Dąbrowska - Czernek, brat Bogusław, którego pasją i oczkiem w głowie są Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie, i który wnosi duży wkład w grupę. W naszych szeregach staje – wyróżniający się nienaganną postawą żołnierską - Krzysztof Toczek, którego ojciec, przedwojenny podchorąży, spędził wojnę w niemieckich obozach jenieckich. Niezmordowanie uwiecznia nas na fotografiach (na których sam bardzo rzadko gości) Roman Szuszkiewicz, którego przodkowie wywodzą się z Kresów.
Przyszłością grupy są młodociani (póki co) żołnierze, którzy połknęli bakcyla rekonstrukcji i z wielkim entuzjazmem – jeśli im tylko czas na to pozwala – stają w żołnierskim ordynku. Mam nadzieję, że będą kontynuować tę pasję w przyszłości i zastąpią nas w tym dziele.
   Mieć takich żołnierzy to skarb a dowodzić nimi w paradach to zaszczyt.

Autor: Marek Sukiennik

Zdjęcia: Roman Szuszkiewicz