Manifestacje liczące ponad milion osób, które już po raz piąty przeszły ulicami Paryża, nadal pozostają niezauważalne i lekceważone przez rząd i prezydenta Francois’a Hollande’a. Europejskie media podają zafałszowane informacje o marszach i ich uczestnikach. O tym, co tak naprawdę dzieje się we Francji mówi w rozmowie z PCh24.pl mieszkająca w Paryżu Janina Surzyn.
We Francji od prawie pół roku wrze. Wszystko za sprawą ustawy, która pozwala na homoseksualne „małżeństwa” z prawem do adopcji dzieci. Brała Pani udział również w ostatniej manifestacji w Paryżu. Dlaczego sprzeciwia się Pani nowemu prawu?
Jak do tej pory brałam udział we wszystkich manifestacjach w obronie rodziny, które odbywały się w Paryżu. Uważam, że wyjście na ulice i sprzeciw wobec nowej ustawy jest obowiązkiem całego naszego pokolenia, poza tym nie możemy pozwolić na lekceważenie Prawa Bożego. Każdy z nas jest odpowiedzialny za kształtowanie i wychowywanie młodzieży, dlatego musimy ochronić ją przed deprawacją i bałamuceniem ideą „związków małżeńskich" dla osób tej samej płci. Przecież takie związki nie mogą przynieść ani szczęścia, ani miłości, ani potomstwa.
Jest Pani naocznym świadkiem wydarzeń z Paryża. Proszę powiedzieć, kto w głównej mierze uczestniczy w marszach i manifestacjach organizowanych przez Manifpourtous?
Gdy wychodzimy na ulice, w Paryżu panuje podniosła atmosfera. Czujemy, że jesteśmy jedną wielką wspólnotą, która walczy w obronie tradycyjnych wartości. Maszerują z nami ludzie w różnym wieku. Od najmłodszych, prowadzonych za rękę przez rodziców, poprzez rzesze młodzieży, aż po starszych, którzy mimo chłodu i trudnych warunków zawsze licznie gromadzą się na marszach. Żałuję jedynie, że tak rzadko można było spotkać delegacje zagraniczne. Chciałabym, aby te paryskie manifestacje były europejskim sprzeciwem wobec homopropagandy.
W Polsce, jedna z głównych stacji telewizyjnych - TVN24 podała, że na ostatniej wielkiej manifestacji było kilkaset osób. Organizatorzy mówią o milionie uczestników. Czy ta ogromna liczba jest prawdziwa? Czy francuskie media zachowują się podobnie i próbują zmanipulować przekaz?
Rzeczywiście, ostatnia manifestacja była niezwykle liczna i liczby, które podają organizatorzy są z pewnością prawdziwe. Serca wszystkich się radowały, gdyż dołączali do nas ludzie ze wszystkich stron miasta. Nad Paryżem latały helikoptery, na pokładzie których znajdowali się specjaliści, którzy mieli za zadanie podać realną liczbę uczestników. Niestety, nie doczekaliśmy się rzetelnych obliczeń. Policja poinformowała, że w manifestacji wzięło udział jedynie 150 tysięcy osób. Dane są absolutnie zafałszowane, gdyż było nas dużo, dużo więcej. Organizatorzy spodziewali się, że i tym razem do publicznej wiadomości zostaną podane nieprawdziwe statystyki, dlatego też krzyczeliśmy: „Policzcie nas!”. Zdjęcia z manifestacji pokazują jaką wielką siłą jesteśmy.
Dziwię się, że przy dzisiejszych możliwościach technicznych, liczby podawane przez policję tak odbiegają od rzeczywistych. Ale nie możemy być naiwni. Wszyscy dobrze wiemy, dlaczego liczby uczestników manifestacji są tak drastycznie zaniżane. Stacje telewizyjne ostatnio pokazały zamieszki, do których doszło po manifestacji. Oczywiście mianem winnych tych wydarzeń określa się nas, obrońców rodziny. Prawda jest jednak inna. Gdy słyszę o zamieszkach, przed oczami mam płaczące dzieci, które 22 lutego były w tłumie zaatakowanym przez policję. Stróże prawa niestety nie zważały na obecność najmłodszych i z premedytacją użyły gazu łzawiącego.
Prezydent Hollande całkowicie lekceważy zdanie Francuzów. Statystyki podają, że ponad 60% mieszkańców Francji, jest przeciwnych forsowanej ustawie. Poparcie dla prezydenta spadło do 25%. Mimo to Hollande brnie dalej i nie pozwala merom miast do korzystania z tzw. klauzuli sumienia. Jak Pani myśli, co prezydent chce osiągnąć poprzez redefinicję małżeństwa?
Prezydent Hollande niestety nie zwraca uwagi na protesty Francuzów, ale działa to na jego niekorzyść. Na pewno nie zapomnimy jemu tego przy kolejnych wyborach. Jeśli chodzi o redefinicję małżeństwa to przypomina mi się Rewolucja francuska z końca XVIII w. Wówczas, często można było spotkać się ze zmianami znaczenia słów, których prawdziwy sens był niekorzystny dla przejmujących władzę rewolucjonistów. Poprzez redefinicję wielu słów i zjawisk, język literacki, a tym samym człowiek, zostali okaleczeni. Rewolucja francuska nie przyniosła nic dobrego. Rewolucja Hollande’a również nie przyniesie. Widać, że jest to projekt ideologiczny, który prezydent chce zrealizować za wszelką cenę. Jedno jest pewne. My nie ustąpimy i będziemy walczyć do końca.
Jak Pani uważa, jakie mogą być skutki wprowadzenia prawa Taubira, tzn. legalizacji małżeństw homoseksualnych z prawem do adopcji dzieci?
Konsekwencje nowowprowadzonego prawa będą na pewno bardzo poważne. Zdeformowane i zniszczone moralnie społeczeństwo nie będzie już funkcjonowało tak, jak dziś. Poza tym, oprócz tych, które są oczywiste i możemy je przewidzieć, będą na pewno takie skutki, o których przekonamy się za kilka bądź kilkanaście lat. Obawiam się, że dzieci wychowane przez pary homoseksualne nie będą potrafiły odróżnić dobra od zła. Poza tym, znana jest sprawa Jeana Bunel’a, który został wychowany przez parę lesbijek. Bunel czuł się poszkodowany i przyznał, że posiadanie dwóch „matek” prowadzi do zachwiania równowagi uczuciowej i emocjonalnej dziecka. Osobowość młodego człowieka powinni kształtować zarówno ojciec jak i matka.
Na zakończenie, chciałabym przytoczyć słowa dziś już 66 – letniego Jeana Bunela, które bardzo dobrze kontrastują z nowym „pro homoseksualnym” prawem: „Gdyby dwie kobiety, które mnie wychowały, były zaślubione po przyjęciu proponowanego przez rząd prawa, to zaangażowałbym się w walkę i wniósł sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka o pogwałcenie mojego prawa do posiadania ojca i matki".
Przy okazji bardzo dziękuję za życzenia wsparcia oraz modlitwy, które nieustannie płyną do nas z Polski.
Rozmawiał Paweł Ozdoba
Źródło: www.pch24.pl